Od autorów:
Heloł~
Niektórzy już się upominali o to BaP i w sumie nic dziwnego, że tak jest, skoro faktycznie nie pojawiło się już od dłuższego czasu. Ale w końcu się za to zabrałyśmy, bo ile można.
Kolejka publikacji coś nam świeci pustkami, ale to kwestia naszego totalnego braku organizacji XD Teoretycznie wiemy, co pojawi się w następnej kolejności (w planach jest już kolejne opowiadanie nawet, więc jak zwykle liczymy, że przypadnie wam do gustu), ale wiadomo jak to z nami jest. Wierzę jednak, że się sprężymy!
Wypadałoby także wspomnieć o paru zmianach, które nastąpiły i nastąpią na blogu. Jak widać przechodzi on kompletną zmianę wizualną. Przede wszystkim zakładka z opowiadaniami stała się moim zdaniem o wiele bardziej przejrzysta, więc liczymy, że to jakoś wszystko wam ułatwi. Strony wkrótce zmienią także swoje nazwy. Pojawi się również zakładka FAQ, w którym postaramy się wyjaśnić najważniejsze zagadnienia związane z blogiem. Jeśli ktoś będzie miał też jakieś nawiązujące do tego pytania to tam również proszę się kierować.
To chyba wszystko, co chciałam przekazać, więc dłużej was nie zatrzymuję.
Wciąż czekamy na wasze prace konkursowe!
Dziękujemy itachi. za betę, jak zwykle<3
~momiji, aka Nikita zakończyła swój wywód, dziękuję.
Baekhyun
-
Emm… Kai? – spojrzałem na chłopaka stojącego obok mnie i
dziwnie patrzącego się na ludzi w metrze, którym aktualnie
jechaliśmy. – Mogę wiedzieć, po co ze mną jedziesz?
-
Jak to, po co? – zerknął na mnie jakbym był idiotą. – Muszę
wiedzieć, gdzie jedziesz, po co jedziesz, do kogo jedziesz i czy
tam, gdzie jedziesz jest bezpiecznie.
Westchnąłem
ciężko, kręcąc głową. Byłem wkurzony, że zabrał się razem
ze mną. Nie dość, że już jestem z walizką, to jeszcze ten jest
dla mnie jak drugi bagaż. No, ale z drugiej strony z hotelu bym nie
wyszedł bez żadnego słowa, bo musiałem powiadomić całą resztę
zespołu, że teraz będę mieszkał gdzie indziej. I tak jak się
spodziewałem - przewrażliwiony Kai musiał zrobić awanturę i
pojechać ze mną, mówiąc, że ja nie mam nic do gadania. Rozumiem,
że on jest nadopiekuńczy, ale bez przesady... Czasem jest to
naprawdę męczące.
-
Mówiłem Ci już przecież, że do Tsuzuku – przewróciłem oczami
i chwytając za uchwyt walizki, pociągnąłem ją za sobą,
wysiadając na odpowiednim peronie. Mój towarzysz od razu wyrównał
ze mną krok. Wiele razy bywałem u Tsuzuku, więc na szczęście
wiedziałem ktorędy iść. Rozglądając się dookoła skręciłem w
odpowiednią ulicę.
-
Jakoś dziwnie tłoczno jest dzisiaj – zagadnął Kai. Pokiwałem
twierdząco głową, dziwiąc się, że akurat dzisiaj jest taki ruch
jakby nie wiem... jakieś święta szły i trzeba robić zakupy, bo
później jest wszystko zamknięte. Z zamyśleń wyrwał mnie
wibrujący telefon w tylnej kieszeni. Wyjąłem go i odblokowując
ekran, doznałem szoku czytając smsa, którego dostałem.
Z
przerażeniem patrzyłem na wyświetlacz telefonu i przysunąłem się
bardziej do Kaia, czując się zagrożony.
-
Coś się stało, Baeś? Jakoś dziwnie patrzysz w ten telefon –
zapytał zaniepokojony Kai, próbując mi wziąć komórkę z ręki,
lecz ja szybko zareagowałem i blokując Iphon’a, schowałem go z
powrotem do kieszeni.
-
Nie, nic, wszystko spoko – ajć, zachrypł mi głos! Dla niepoznaki
posłałem mu uśmiech i kazałem skupić się na drodze, aby zaraz w
kogoś nie wlazł.
Szczerze
mówiąc oblał mnie zimny pot i zacząłem się rozglądać, coraz
częściej patrząc do tyłu. Jednak nie widziałem GO w tym całym
tłumie. Czyli teraz będzie mnie śledził, tak? Świetnie.
-
Jesteśmy na miejscu - stanęliśmy przed domem, a ja upewniając
się, że nikt za nami podejrzany nie idzie już otworzyłem furtkę,
ale od dalszych poczynań zatrzymała mnie dłoń Kaia, zaciskająca
się na moim nadgarstku. Spojrzałem na niego pytająco.
-
Słuchaj, Bae... To dla mnie trudne. Od początku Exo nie spuszczałem
z Ciebie wzroku, a teraz... Ty będziesz mieszkał z Tsuzuku... I
no... Nie chcę Cię kłamać, ale ciężko mi z tym. Także...
Pamiętaj o swoich witaminach. I lekach uspokajających. A jeżeli
coś się będzie działo od razu do mnie pisz.
-
Ty to wszystko do mnie wyartykułowałeś? Bo się czuję jak
dziecko... – prychnąłem. – Tak, wiem, jakby co to będę pisać,
jeśli będę potrzebował psychologa.
-
Dobra. chodź już, bo muszę dać parę instrukcji Tsuzuku –
popchnął mnie w stronę drzwi, a ja zmuszony ruszyć swoją zacną
dupę zadzwoniłem do drzwi.
-
Tylko błagam... Nie wyjeb mu listy na sto punktów – zerknąłem
na niego błagająco, a on tylko kiwnął głową. Ale i tak wiem, że
będzie inaczej.
-
Ja tam wiem swoje – mruknął i zaczął tupać nogą, czekając aż
drzwi w końcu się otworzą.
Czuję
wstyd.
Zażenowanie.
I
brak męskości. Chociaż to u mnie normalne.
Tsuzuku
Koichi
aż podskoczył w miejscu słysząc dzwonek do drzwi. Posłał mi
zdziwione spojrzenie, a ja tylko skrzywiłem się z niezadowoleniem.
Głowa
pękała mi w szwach. Już wczoraj wieczorem źle się czułem,
jednak zupełnie nie spodziewałem się, że dzisiejszy poranek
przywitam z ponad trzydziesto ośmiostopniową gorączką i gardłem
zawalonym na tyle, że nie byłem w stanie mówić. Wykrzesanie z
siebie chociażby słowa graniczyło dla mnie z cudem. Kaszel też
nie należał do najprzyjemniejszych, gdyż miałem wrażenie, że
niedługo wypluję płuca.
-
Spodziewasz się gości, Tsuzuku?
Wysmarkałem
nos w kolejną z rzędu chusteczkę, wytracając tym już bodajże
dziesiątą ich paczkę i popatrzyłem na swojego różowowłosego
przyjaciela zmaltretowanym wzrokiem.
-
No właśnie nieszczególnie, ale owi goście najwidoczniej wiedzą
swoje - skrzywiłem się.
-
Ummm... Nie rozumiem. Zresztą nieważne - basista machnął ręką,
po czym postawił zaparzoną dla mnie herbatę na blacie stołu.
Popatrzyłem na parujący kubek sceptycznym wzrokiem, gdyż moje
chore gardło nie było w stanie niczego przełknąć. - Otworzyć?
Pokręciłem
głową, po czym odetchnąłem głośno i mocniej owinąwszy się
swoim różowym(!) kocykiem wstałem od stołu, kierując się
krokiem zombie w stronę drzwi. Z zapałem skazańca nacisnąłem
klamkę i uchyliłem je bardzo powoli, wychylając głowę na
zewnątrz.
Widok,
jaki zastałem po drugiej stronie nieszczególnie mnie zdziwił, gdyż
spodziewałem się co, a raczej KTO tam na mnie czeka.
-
Baekhyun... Prosiłem żebyś nie przychodził - westchnąłem, nie
mając już nawet siły się denerwować. Przyłożyłem palce do
obolałych skroni, masując je delikatnie. - Chwilowo jestem
martwy...
Dopiero
po chwili dotarło do mojego niemyślącego dzisiaj mózgu, że mój
gość nie jest sam. Przeniosłem wzrok na jego towarzysza i
zmrużyłem oczy.
-
Kai? Ty też....? - nie zdołałem dokończyć, gdyż siedzący w
kuchni Koichi przybiegł do nas jak torpeda na dźwięk imienia
obiektu swoich westchnień. Czmychnął pod moim ramieniem i wepchnął
się w drzwi, jakby chcąc sprawdzić, czy mu się nie przesłyszało.
Przez chwilę kątem oka zdołałem dostrzec jak pulsuje mu żyłka.
Właściwie to przez dłuższy moment miałem wrażenie, że
różowowłosy wyraźnie wkurwiony zaraz bez żadnych skrupułów
wywali ich za drzwi z MOJEGO domu, jednak ku mojemu niezadowoleniu
chyba zrezygnował z tego pomysłu. Szybko przybrał na twarz
wyjątkowo sztuczny uśmiech. Na tyle nieszczery, że jego
przekłamanie można było zobaczyć z kilometra.
-
O, no proszę! Kogo ja widzę! - wyszczerzył się w jakiś dziwnie
niemiły sposób, lustrując przybyszy z góry na dół. W jego
tęczówkach czaiły się jakieś złowieszczo-mordercze ogniki,
które szczerze mówiąc... przestraszyły nawet mnie. - Tsuzuku...
Gości nie trzyma się w progu. Wejdź, Baekhyun... - mruknął i
przepuścił chłopaka w drzwiach, mrużąc groźnie oczy. Z jakichś
przyczyn kompletnie zignorował Kaia, bezczelnie udając, że go nie
widzi. Było to szczególnie dziwne, biorąc pod uwagę fakt, że
zazwyczaj rzucał mu się rozradowany na szyję w ramach przywitania,
a teraz... Nawet nie wysilił się na głupie "cześć".
Nie mówiąc już o tym, że traktował go jak powietrze. Chyba wciąż
był na niego wściekły o tą sytuację w centrum handlowym. - Hmmm?
Po co Ci ta walizka? - uniósł ze zdziwieniem brew, celując palcem
w przedmiot, który Bae ciągnął za sobą. - Wyjeżdżasz gdzieś?
Przez
chwilę nie docierało do mnie, co takiego Koichi miał na myśli,
jednak kiedy dokładnie przyjrzałem się trzymanej przez Bae rzeczy
i połączyłem fakty z naszą odbytą chwilę wcześniej rozmową...
O mało nie dostałem zawału.
-
COO?! CHWILA, JAKA WALIZKA?!
-
Coś ty taki zdziwiony? Przecież napisałeś mi żebym się
wprowadził, więc oto jestem – posłałem mu troszkę zirytowane
spojrzenie. A ten co? Już w tym wieku choruje na pamięć
krótkotrwałą? Wkroczyłem głębiej do mieszkania.
Tak,
to był salon.
Więc
jak na kulturalnego człowieka przystało, walnąłem walizkę obok
kanapy. Zdjąłem kapelusz i rozejrzałem się dookoła, lustrując
wszystko ciekawskim wzrokiem.
-
Przyjechałem z nim, aby się upewnić, że aby na pewno jest tutaj
bezpiecznie. I żeby dać Ci parę wskazówek – Kai założył ręce
na piersi i sceptycznym wzrokiem zaczął rozglądać się po
salonie. Westchnąłem głośno, kręcąc głową z niedowierzaniem.
Coś czuję, że Tsuzuku wyjdzie z siebie przez jego gadanie.
-
Kai, naprawdę nie musisz…
-
Ależ muszę, Baeś. Martwię się o Ciebie, a chyba nie chcesz, aby
powtórzyła się zabawa sprzed kilku lat temu, hmm? – spojrzał na
mnie, a ja pokiwałem głową odpuszczając sobie. No przecież Kai
jest uparty jak osioł, nic go nie powstrzyma.
-
A więc tak – oho, zaczyna się. Z parsknięciem usiadłem na
oparciu kanapy, czekając aż zakończy swój monolog. – Bae musi
brać witaminy codziennie rano. I leki uspokajające. Tylko raz
dziennie, najlepiej tak przed południem, ale jakby coś się działo…
A błagam, aby nic się nie działo... Może wziąć jeszcze raz. Ale
nie może brać trzech, bo wyląduje w szpitalu. Są to dość mocne
leki. Antydepresantów już nie potrzebuje, więc tyle szczęścia w
nieszczęściu. Baeś ma alergię na roztocza, więc trzeba dość
często sprzątać, ale tym się nie trzeba przejmować, bo na tym
punkcie to on ma bzika. W domu nie może być kurzu. Ach! No i nie je
tłusto, także jak będzie gotowany jakiś obiad to ograniczać się
proszę do jedzenia niezbyt tłustego. Jak widać, Baek jest z
postury chudy, a co za tym idzie... narażony na różne
niebezpieczeństw,a także tutaj prośba skierowana do Ciebie,
Tsuzuku... Proszę abyś go pilnował i najlepiej, aby sam nie
wychodził wieczorem z domu.
Zapadła
cisza, przerywana katarem Tsuzuku. Teraz tak w sumie zauważyłem, w
jakim on jest kiepskim stanie.
To
chyba raczej on powinien mieć listę leków, a nie ja.
-
Kai, już? Skończyłeś? W końcu… Kurwa! Ty wiesz o mnie więcej
niż ja – prychnąłem i podszedłem do niego, dając swoją dłoń
na jego ramię. – Kai, spokojnie... Ja nie umrę, wiesz?
-
Ty mnie nawet nie denerwuj – mruknął i przeczesał włosy. –
Martwię się, ok? Przez cały czas miałem Cię na oku… Ale dobra,
nieważne. Idę się rozejrzeć po mieszkaniu, czy aby na pewno jest
bezpieczne.
-
C-Co? Czekaj! Kai! – krzyknąłem, ale ten już zniknął w kuchni.
Zapewne będzie sprawdzał czy noże nie są za ostre. Przecież ja
się jeszcze zabije smarując kromkę masłem… - Wybaczcie za
niego… I pomyślcie, że ja mam tak od początku istnienia EXO.
Sapnąłem
i zmieszany odwróciłem wzrok w drugą stronę. Po chwili jednak
postanowiłem sam wkroczyć do kuchni i widząc, jak Kai rzeczywiście
sprawdza noże, zrobiłem typowego facepalma.
-
Kai. Kaai. Kai! – wrzasnąłem, kiedy ten kretyn mnie zbywał.
Odwrócił się w moją stronę. – Może byś odłożył ten nóż
i przestał komuś grzebać w szufladach?
Spojrzałem
mu w oczy sceptycznie, czekając z niecierpliwością aż zacznie coś
robić.
Kai
westchnął, odłożył nóż na swoje miejsce i zamknął szufladę.
-
Dobra, niech Ci będzie – machnął ręką zrezygnowany i wrócił
ze mną do salonu. Kątem oka dostrzegłem jak dziwnie spojrzał na
Koichi’ego. Och?
Postanowiłem
to jednak olać.
-
Wybaczcie jeszcze raz za niego… - ukłoniłem się przepraszająco.
Przy
nim to ja czasami naprawdę czuję się jak dziecko, którym trzeba
się nieustannie opiekować.
Obserwowałem
całą tą sytuację bez słowa, nie wiedząc do końca co powinienem
zrobić. W zwolnionym tempie odwróciłem się przez ramię i
poczułem jak bezgraniczna złość ogarnia mnie od stóp aż po
koniuszki włosów, kiedy zobaczyłem, jak Kai buszuje mi po
mieszkaniu. Miałem szczerą ochotę iść tam i wytargać go za
szmaty z tej nieszczęsnej kuchni, jednak całe szczęście Bae mnie
uprzedził i zabrał go stamtąd nim tkwiąca we mnie bomba totalnego
wkurwienia zdążyła wybuchnąć. Eh... Mam wrażenie, że w moim
stanie nawet denerwowanie się jest zbyt męczące.
-
Przepraszam bardzo, moglibyście... - zacząłem, starając się
zachować spokój i jakoś ogarnąć tą sytuację, jednak Koichi
wciął mi się w zdanie.
-
Och, jakie to urocze~ - sztuczna słodkość jego głosu
zazgrzytała mi w uszach. Rzadko kiedy zdarzało się, żeby ten
kochany, różowy chłopczyk bywał ironiczny w stosunku do
kogokolwiek innego niż ja i Ryoga. - Tsuzuku, daj spokój... Kai-kun
tylko sprawdza, czy Bae-chan jest bezpieczny~ - po raz kolejny
przemówił tym swoim przesłodzonym głosikiem i zamrugał uroczo
swoimi pomalowanymi na czarno powiekami. - To ważne, aby nie stała
mu się krzywda. Przecież ma pięć lat. - Ponownie wyszczerzył się
w szerokim, ironicznym uśmiechu.
Popatrzył
na nas przyjaźnie, jednak w głębi jego oczu czaiła się bezkresna
wściekłość. Jeszcze większa niż moja. Pierwszy raz w życiu mój
przyjaciel mnie przerażał. Złapałem się za głowę i jęknąłem
cicho. Gorączka coraz bardziej dawała mi się we znaki, a oni tylko
dodatkowo podsycali moje cierpienia. Nie odezwałem się, tylko
wysmarkałem nos w kolejną chusteczkę.
-
Baekhyun, słuchaj... Z tym wprowadzeniem się, ja tylko... -
chciałem mu wytłumaczyć, że był to tylko ironiczny żarcik z
mojej strony, jednak mój basista znowu wciął mi się w zdanie.
-
Kai, na twoim miejscu bardziej niż o Bae, martwiłbym się o samego
siebie. Czasami mam wrażenie, że jesteś wyjątkowo ślepy i nie
dostrzegasz wielu istotnych rzeczy - Koichi w końcu odezwał się do
Kaia, przestając udawać, że go nie widzi. Niby to żartował,
jednak w jego głosie słychać było wyrzut. - Jeszcze pewnego dnia
przez swoją ślepotę wejdziesz pod po... - Chciał zironizować,
jednak momentalnie urwał, kiedy stracił równowagę i gwałtownie
oparł się o ścianę. Przez chwilę wyglądał jakby nie wiedział
co się działo, gdyż chyba pociemniało mu przed oczami, po czym
odetchnął ciężko kilka razy.
Eh...
Czyżby znowu spadek cukru?
-
Koichi, uspokój się i usiądź na dupie, dobra? - mruknąłem i
dosłownie posadziłem go na kanapie. Mój przyjaciel zdawał się
być jakiś niewładny, gdyż po prostu kręciło mu się w głowie.
Westchnąłem przeciągle i udałem się do kuchni, aby wrócić do
niego z batonikiem musli, gdyż jak się domyślałem różowowłosy
pewnie jak zwykle nie miał żadnego przy sobie. Koichi był
cukrzykiem, jednak permanentnie ignorował swoją chorobę, próbując
wmówić samemu sobie, że nic mu nie jest. W ogóle o siebie nie
dbał w tej kwestii, twierdząc, że "cukrzyca to jeszcze nie
wyrok śmierci". Właściwie dbali o niego WSZYSCY naokoło,
tylko nie on sam... - Już w porządku? - Spytałem, zachrypniętym
przez chore gardło głosem i złapałem się za swoją rozpaloną
głowę. To mną powinien ktoś się zajmować, a póki co wszyscy
tylko mnie irytują.
Różowowłosy
pokiwał głową, kiedy uzupełnił cukier batonikiem i westchnął
cicho. Wciąż był bardzo blady i ewidentnie zły na siebie, że
musiało go to złapać akurat teraz.
-
Dobra, a teraz podsumowując... - warknąłem, ewidentnie
rozzłoszczony. - Mam w domu nieproszonego lokatora, faceta który
bezczelnie grzebie mi po szafkach i rozhisteryzowanego cukrzyka... -
zacząłem wymieniać na palcach, w dalszym ciągu starając się nie
wybuchnąć. Przysięgam, nawet nie miałem siły się irytować,
dlatego byłem skrzętnie spokojny i opanowany. - Macie jakiś pomysł
co z wami zrobić, zanim was wszystkich po prosu WYPIERDOLĘ za
szmaty za drzwi...? - Zamrugałem kilka razy, czując, że moja
cierpliwość jest już na wykończeniu. Koichi nie odezwał się
tylko rozłożył się naburmuszony na kanapie, będąc ewidentnie
zezłoszczonym na mnie, że w ogóle raczyłem napomknąć o jego
chorobie, którą starał się ukrywać przed całym światem...
Baekhyun
-
Yyy... – tylko tyle udało mi się z siebie wydusić, będąc w
lekkim szoku po tym, co przed chwilą zobaczyłem. Spojrzałem powoli
na Kaia, który ponownie w dziwny sposób przyglądał się
Koichi’emu. Teraz chyba rozmyśla o tym, co usłyszał, że ma
cukrzyce. No tak, ja znam ten wyraz twarzy.
Za
trzy.
Dwa.
Jeden.
-
Koichi, do cholery! Jeżeli masz cukrzyce, to ty nie możesz aż tak
się denerwować! I czemu ty mi tego nie powiedziałeś?! Przecież
takich bardzo ważnych informacji nie trzyma się w sekrecie! A
gdybyś ze mną gdzieś był i nagle byś zemdlał? To ja nie
wiedziałbym, co Tobie się dokładnie stało! A może... nie wiem…
Może masz anemię? Albo nie jadłeś nic tego dnia? Nie wiadomo,
myśli jest tysiąc…! – Kai dalej wygłaszał swój monolog do
Koichi’ego, a ja skruszonym wzrokiem spojrzałem na Tsuzuku, jednak
widząc, w jakim jest stanie zrezygnowałem z tego, co chciałem
powiedzieć. Wolę go bardziej nie zirytować. Teraz jakby mógł to
by nas najlepiej pozabijał.
-
Wybacz, Tsu, ale wie… - już zaczynałem mówić, jednak Kai
przerwał mi to, mówiąc zbyt głośno.
-
Czy ty przy sobie aby NA PEWNO nosisz insulinę? I pamiętaj o
częstym sprawdzaniem poziomu cukru we krwi, bo to jest bardzo ważne!
Czy ty wiesz, że ignorując swoją chorobę tylko pogarszasz swój
stan?! A chyba nie o to chodzi w walce z chorobą, prawda?! Więc
jakbyś mógł…! - zmrużyłem oczy. Pamiętam podobną sytuację,
ale ze mną, kiedy na początku zespołu wygłosił mi przemowę,
która trwała pół godziny. Serio, ona tyle trwała. Wtedy byłem w
takim ciężkim szoku, że nie dałem rady jej przerwać, tylko
siedziałem jak posąg i słuchałem tego, co do mnie mówi. Chociaż
do dnia dzisiejszego nie pamiętam połowy z tego, co wtedy gadał.
Byłem chyba w zbyt wielkim stresie, że zostałem przydzielony do
zespołu, że zaczynam życie gwiazdy, że moja twarz będzie
rozpoznawana... Także to, co on mówił przelatywało przeze mnie
jak tegoroczna zima.
Pokręciłem
głową i oderwałem wzrok od Kaia, aby wrócić do Tsuzuku.
-
Tak jak mówiłem… Eh... W sumie to zapomniałem, co chciałem
powiedzieć – zmarszczyłem nos i dotknąłem palcem ust, skupiając
wzrok na butach i próbując sobie przypomnieć to, co ten debil mi
przerwał. Jednak zrezygnowałem po chwili i westchnąłem ciężko.
– Dobra, nie pamiętam, ale... Powiem tylko tyle, że przepraszam
za to całe zamieszanie. Gdyby nie Kai nie musiałbyś się tak
denerwować… Wystarczy, że już jesteś chory.
Moje
nogi same podeszły do Tsu, a moja dłoń samoistnie znalazła
miejsce na jego czole. Z troską i czułością w oczach wlepiłem w
niego iskrzący się wzrok. Miał gorączkę. Powinien się
wygrzewać.
Uśmiechnąłem
się delikatnie i z prędkością strusia pędziwiatra znalazłem się
przy Kai’u. Szarpnąłem go za jeansową kurtkę, zniżając do
swojego poziomu.
-
Może byś tak łaskawie się uciszył? – uśmiechnąłem się do
niego w dość upiorny sposób i ponownie znalazłem się przy Tsu. –
Tsuzuku jest chory, więc cisza by się przydała...
Ująłem
Tsu pod rękę i posadziłem na kanapie. Znajdując koc na jednym z
foteli, okryłem go.
-
Nie zdejmuj go, musisz wypocić gorączkę – pogładziłem go po
policzku. Kiedy zorientowałem się, co zrobiłem, szybko cofnąłem
rękę i zażenowany odwróciłem się w innym kierunku, aby ukryć
rumieńce, które wskoczyły mi na policzki.
Czemu
on musi mi się podobać?
Tym
razem to ja nabawię się jakiejś choroby.
Tsuzuku
Milczałem
przez dłuższą chwilę, zerkając to raz na wygłaszającego jakiś
przeogromny monolog Kaia, to na Koichi'ego, który ewidentnie
próbował wciąć mu się w zdanie i coś wyjaśnić, jednak szło
mu to dość opornie, biorąc pod uwagę fakt, że jego rozmówca
wyjątkowo się nakręcił i nie pozwalał mu się odezwać.
-
Pocze... Nic takiego by nie... Nie mam ane... Kai, posłuchaj mnie
przez chwilę...! Jadłem! - różowowłosy próbował powiedzieć
cokolwiek, jednak Kai zdawał się go nie słuchać.
Zakaszlałem,
przez co aż zabolało mnie w płucach i popatrzyłem na Bae, który
także zdawał się chcieć coś powiedzieć - tym razem do mnie -
jednak jego przyjaciel przerwał i jemu, mówiąc zbyt głośno,
przez co ostatecznie nie dowiedziałem się, co takiego miał zamiar
mi przekazać.
Ehh...
Czy to jakiś dom wariatów?
-
Kai, spokojnie... Noszę insu... Oczywiście, że pamiętam! Słuchaj,
ja naprawdę potrafię o siebie zad... - Koichi wciąż starał się
jakoś wciąć w ten monolog. - A zresztą... Nieważne... - Mruknął
raczej sam do siebie i machnął ręką, najwidoczniej stwierdzając,
że to wszystko nie ma sensu, gdyż Kaia i tak nie przegada.
Ostatecznie splótł tylko ręce na piersi i co chwilę potakiwał,
słuchając grzecznie reszty tego wywodu.
Ja
osobiście wyłączyłem się już gdzieś w połowie będąc zbyt
zmęczony i obolały, aby tego słuchać, jednak z letargu po chwili
wybudził mnie Bae i jego ręka na moim czole. Przez chwilę miałem
ochotę się na niego porządnie zirytować za to ograniczenie mojej
cennej przestrzeni osobistej, ale po pierwsze brakowało mi na to
energii, a po drugie... jego dłoń była tak przyjemnie zimna...
Jakby
co to tego nie powiedziałem. Tak na wypadek gdyby ktoś pytał...
Obserwowałem,
jak Baekhyun udaje się w kierunku Kaia, a następnie mówi mu coś,
czego nie byłem w stanie usłyszeć. Szczerze to nawet
nieszczególnie mnie to interesowało, gdyż obchodził mnie jedynie
fakt, że Kai dzięki temu chociaż trochę zregulował głośność
swojego głosu. Cisza to jedyne o czym w tym momencie marzyłem.
Uniosłem
ze zdziwieniem brew, kiedy Bae dosłownie posadził mnie na kanapie i
nakrył kocem, mówiąc coś o "wypoceniu gorączki". Byłem
z lekka zdezorientowany jego troską, która była wręcz wypisana na
jego twarzy. To było... całkiem miłe.
Tak
szczerze byłem tym na tyle "wzruszony", że nawet nie
zauważyłem, że pogłaskał mnie po policzku. To znaczy...
Zauważyłem, ale nie zwróciłem mu na to uwagi, gdyż było to
całkiem przyjemne uczucie...
Eh,
ta choroba chyba naprawdę mi nie sprzyja... Ewidentnie potrzebuję
ciszy.
Dlatego
właśnie w mojej głowie zrodził się pewien pomysł.
-
Em... Kai... - zagadnąłem chłopaka. Wypowiedzenie chociażby słowa
sprawiało coraz większy ból mojemu biednemu gardłu. - Może byś
tak... No wiesz... Zawiózł Koichi'ego do domu? ON TAK ŹLE SIĘ
CZUJE, LEPIEJ ŻEBY SIĘ POŁOŻYŁ - podkreśliłem swoje ostatnie
słowa, po czym niby to przerażony przyłożyłem dłoń do
policzka. - I jeszcze... O nie! Mówił wcześniej, że zapomniał
insuliny...! To się nie skończy dobrze! - Pokręciłem głową
"przestraszony" i posłałem Bae znaczące spojrzenie,
licząc, że ten zrozumie o co mi chodzi i jakoś podkręci tą
sytuację.
-
Co...? Przecież mam insulinę przy so... - Koichi już chciał
zaprzeczyć, jednak w jego mózgu ewidentnie załączyło się jakieś
dłuższe ładowanie, kiedy zobaczył znaczący wzrok naszej dwójki.
Ostatecznie na szczęście pojął co jest na rzeczy i nie przegapił
tej szansy. - A-ACH, TAK! RZECZYWIŚCIE, ZAPOMNIAŁEM JEJ! - krzyknął
i zaczął klepać się po kieszeniach, udając, że czegoś szuka. -
BOŻE, CO TERAZ...?! ZNOWU JEST MI SŁABO, MAM MROCZKI PRZED OCZAMI!
KAI, RATUJ! - Jęknął i podniósł się z miejsca. Następnie
udając kolejną utratę równowagi, wpadł prosto w ramiona obiektu
swoich westchnień. Odwrócił głowę w naszą stronę i uśmiechnął
się zwycięsko.
-
To nie wygląda dobrze... Naprawdę powinien pojechać do domu. Nie
uważasz, Bae-chan? - zagadnąłem Baekhyun'a, aby również jakoś
przekonał swojego przyjaciela, że dobrym pomysłem będzie się
stąd zmyć.
Jeśli
chociaż ta dwójka stąd zniknie, będę najszczęśliwszym
człowiekiem na świecie. Jestem nawet gotów ich odprowadzić, żeby
upewnić się, że tu nie wrócą...
Baekhyun
-
Aa... Tak, taaak... To wygląda bardzo źle! Kai ty lepiej coś zrób!
Tak, tak – pokiwałem twierdząco głową rozumując, co się
właśnie dzieje. Kai, ty tępy debilu... Weź otwórz oczy, ślepy
krecie.
Westchnąłem
ciężko i nagle dostałem olśnienia. Jak ja mogłem zapomnieć o
wielkim, pluszowym, różowym kocie? Zerwałem się jak oparzony i
podbiegłem do walizki. Podniosłem pluszaka z podłogi i wróciłem
do reszty.
-
To co, idziemy na to metro? Bo niedługo wam ostatnie odjedzie –
spojrzałem na nich przez kota. To musiało wyglądać komicznie,
zważając na to, że ten misiek był naprawdę duży i ledwo było
widać moją głowę.
-
Bae, nie. Nie weźmiesz Azazela – rzekł Kai trzymając w ramionach
Koichi’ego. Zamrugałem kilka razy nie wierząc w to, co słyszę.
Kai po raz pierwszy nie pozwalał mi na cokolwiek. Zirytowany
spiorunowałem go wzrokiem.
-
Że co proszę? Nie ruszę się bez Azazela… Mam takie dziwne
przeczucie, że coś się stanie, więc chcę go mieć przy sobie. –
Burknąłem w pluszaka.
Ja
naprawdę nie chciałem się bez niego ruszyć. I serio czułem, że
coś się stanie, a ten pluszak od Tsuzuku… Dawał mi ukojenie. Ja
nawet z nim spałem. Nie miałem koszmarów, a kiedy myśli
odchodziły mi w inną stronę, tą ciemniejszą, Azazel je odpędzał.
Może to przez to, że sam Tsu mi go dał? Nie mam pojęcia, ale wiem
jedno, że to pomaga.
-
Nie, Bae. Nie jesteś dzieckiem, Azazel zostaje tutaj. Ty się lepiej
ciesz, że Ci pozwoliłem tutaj zostać, więc jakbyś mógł
zostawić tego kota to byłoby świetnie – nadąłem policzki. W
tym momencie walczyłem sam ze sobą nie będąc pewny, co mam
zrobić. Jednak zrezygnowany po chwili odłożyłem pluszaka na
kanapę.
-
Azazel, ja niedługo wrócę także... Czekaj na mnie – przytuliłem
ostatni raz pluszaka i spojrzałem na nich wszystkich trochę
obrażony. – Dobra, chodźmy, bo zapuścimy tutaj korzenie. Kai,
bierz swego ukochanego i won za drzwi.
Warknąłem
cicho na nich i popchnąłem w kierunku drzwi.
-
Tsu, a ty się dobrze opatul – znalazłem jakiś szalik i owinąłem
nim szyję Tsuzuku. Zabrałem koc i nałożyłem go na jego plecy.
Ujmując za dłoń wyprowadziłem go z domu i wszyscy razem
skierowaliśmy się na metro.
-
Koichi, jak pojedziemy do domu to masz od razu sprawdzić poziom
cukru... A potem wziąć insulinę – Kai ponownie zaczął gadać
jak najęty, obejmując Koichi’ego w pasie. Niestety chyba bardziej
bojąc się, że ten zaraz zemdleje... Szkoda, bo byłaby z nich
ładna para.
Ale...
No cóż, Kai jest zbyt głupi i ślepy.
A
może w końcu coś zauważy?
Koichi,
ty chyba będziesz musiał mu to uświadomić tak... CENTRALNIE.
Tsuzuku
Popatrzyłem
na Bae z lekkim przerażeniem widząc, że wyciągnął tego
nieszczęsnego pluszaka i położył go w zasięgu wzroku Koichi'ego.
Cholerny Azazel! Może Koi-chan o nim zapomniał i nie postanowi
obedrzeć mnie ze skóry za to, że bezczelnie mu go zwinąłem? W
końcu to ponoć Kai wygrał dla niego tego pieprzonego kota...
Całe
szczęście żaden z nich zdawał się nie poznawać zabawki, więc
odetchnąłem cicho z ulgą.
Spojrzałem
na Baekhyun'a z lekkim zdziwieniem i uniosłem brew z lekka
zażenowany. Dlaczego on rozmawiał z pluszakiem? Czy to aby na pewno
ja tutaj mam gorączkę? Wzruszyłem jednak ramionami, stwierdzając,
że wolę w to nie wnikać, bo jeszcze mi się udzieli...
Westchnąłem
cicho, kiedy narzucił na mnie koc i szalik i zakaszlałem kilka
razy, zauważając jeszcze promienny uśmiech Koichi'ego na słowa
Bae brzmiące "Kai, bierz swojego UKOCHANEGO[...]".
Ech,
biedny chyba wpadł po uszy.
Chwilę
później byliśmy już na zewnątrz, a ja nawet nie miałem siły
pytać Bae jakim prawem prowadzi mnie za rękę. W zasadzie to byłem
mu z lekka wdzięczny za tą pomoc, gdyż miałem wrażenie, że za
chwilę się przewrócę, tak jak Koichi wcześniej. Od tej paskudnej
gorączki teraz i mi kręciło się w głowie.
Jęknąłem
w myślach, kiedy Kai rozpoczął kolejny ze swoich wywodów.
Wydawało mi się, że za chwilę po prostu rozsadzi mi mózg.
Koichi
szedł w ciszy obok obiektu swoich westchnień, słuchając go
uważnie. Kai obejmował go ramionami w pasie, jednak było to raczej
z troski o jego zdrowie niż cokolwiek innego, na co różowowłosy
najpewniej liczył.
Widać
było w jego oczach, że doskonale o tym wie i wyraźnie go to boli.
-
Kai, ja... - zaczął cicho, łapiąc chłopaka za rękę, kiedy
dotarliśmy już na miejsce. Ścisnął jego dłoń i popatrzył na
niego wyraźnie zestresowany, jakby zbierał się na jakieś wielkie
wyznanie. Czy on właśnie zamierzał wyznać mu miłość przy nas,
na stacji metra...? - Chodzi o to, że... - przygryzł delikatnie
dolną wargę i otworzył usta, jakby chcąc w końcu wyrzucić z
siebie coś, co ciążyło mu na duchu, jednak nagle zrezygnował z
tego pomysłu. W jego głowie po raz kolejny rozpoczął się
"loading". Następnie popatrzył na mnie i na Bae
morderczym wzrokiem. - Bae... Czy ty nazwałeś tego pluszaka tam...
"Azazel"? - Spytał cicho, najwidoczniej orientując się,
że ten kot wydawał mu się dziwnie znajomy. Dodatkowo jego imię...
Zapomniałem, że to Koichi je nadał.
Różowowłosy
przez chwilę dosłownie poczerwieniał ze złości.
-
Tsuzuku... Ty chyba chcesz umrzeć, co? - spytał wręcz grobowym
tonem. Uśmiechnąłem się do niego nerwowo i obserwowałem z lekko
przerażony, jak chłopak wyrywa się z objęć Kaia i z całej siły
zaciska dłonie w pieści... które chyba zaraz skończą na mojej
twarzy.
Odsunąłem
się do tyłu, widząc jak różowowłosy przymierza się, aby mi
przywalić jednak ku mojej uldze jego niezdarność ponownie dała o
sobie znać i... po prostu się potknął. Jakby tego było mało,
chcąc utrzymać równowagę chwycił Kaia za skrawek jego ubrania,
przez co pociągnął go do siebie odrobinę zbyt mocno. Mało
brakowało, a uskuteczniłby właśnie ich pierwszy pocałunek...
Ostatecznie jednak zabrakło mu do tego paru milimetrów.
Zaśmiałem
się cicho i popatrzyłem z rozbawieniem na Bae. Oparłem łokcie na
jego głowie, podpierając dłońmi podbródek.
-
Nie uważasz, że to całkiem urocze? - spytałem odrobinę
ironicznie, patrząc na naszą dwójkę romantyków.
Baekhyun
Na
tą całą szopkę patrzyłem z politowaniem… Lekko zgarbiony, bo
ktoś - nie chcę wskazywać palcem - się na mnie bezczelnie
opierał. Czuję się jak stolik. Taki modny – nie żebym mówił
tutaj, iż ubieram się modnie, nie, nie – mebel. W tym momencie on
się powinien czuć zaszczycony, że może mnie dotknąć w taki
sposób. Ja na jego miejscu już bym się nie umył.
Nie,
no żarcik kosmonaucik.
-
Te, Tsu, jakby to powiedzieć… Przestań się na mnie opierać! –
krzyknąłem i gwałtownie się wyprostowałem, przez co Tsu o mało
się nie przewrócił. Obserwowałem jak próbował utrzymać
równowagę. Dość zabawne.
Tak
samo jak Koichi, który prawie pocałował Kai’a. Muszę przyznać,
że obracam się w bardzo śmiesznym towarzystwie.
-
Koichi, uważaj, bo ty sobie serio coś kiedyś zrobisz – Kai
odetchnął głęboko, a ja z ukosa zaobserwowałem jak zaczął
oglądać różowowłosego z każdej strony. Tak, złamał sobie coś.
-
Złamał się cały – sarknąłem.
-
No właśnie nigdy nie wiadomo – odpowiedział. Czy ja… ? Dobra,
nie. Bae, nie!
-
Ale on poleciał na Ciebie... – w każdym tego słowa znaczeniu.
-
Baeś, ja chyba wiem lepiej, nie?
-
No tak. Specjalista od wszystkiego się znalazł – mruknąłem
powoli, wychodząc z siebie. Przerwałem mu gestem ręki, widząc jak
chce odpowiedzieć. – Weźcie już jedźcie. Nie żebym was
wyganiał, czy coś, ale mam Cię dość na dzisiaj.
Posłałem
mu naprawdę życzliwy uśmiech, na jaki byłem w stanie się
wysilić. Kai tylko zmrużył oczy i kiedy metro zatrzymało się,
poprowadził Koichi’ego na wolne miejsce i w końcu po chwili oboje
zniknęli nam z oczu.
Westchnąłem
ciężko i przeciągnąłem się w miejscu, czując jak kości mi
strzelają w plecach. Skrzywiłem się i spojrzałem na Tsuzuku.
-
To co, wracamy, nie? – to było raczej pytanie retoryczne, bo nie
czekając na jego odpowiedź ruszyłem z miejsca, idąc tą samą
drogą. Muszę przyznać, że kiedy się ściemnia to tutaj jest
naprawdę przyjemnie. Miasto ma taki swój urok i klimat i czuję się
tutaj jak w domu. Nie stresowałem się nowym otoczeniem, a to było
naprawdę dziwne. Ale co najważniejsze byłem z Tsu sam na sam…
Znaczy już wiele razy byłem, w końcu dość często się widzimy,
ale tym razem to coś innego. Sam nie umiem opisać tego uczucia,
jakie w tym momencie odczuwam, ale byłem po prostu... Szczęśliwy?
Mój
wewnętrzny monolog przerwał mi dźwięk przychodzącej wiadomości.
To zapewne Kai, który chce mi przypomnieć o lekach. Ech, co ja z
nim mam...
Jednakowoż
jak bardzo się myliłem! I jak bardzo w tej chwili moje całe
szczęście ze mnie uleciało, po przeczytaniu tej krótkiej
wiadomości.
‘’Przyjdź
do sklepu naprzeciwko. Sam.’’
Moje
serce podskoczyło mi do gardła. Wiedziałem, kto to był, ale
próbowałem odpędzić od siebie tą myśl. I kolejna wiadomość.
‘’Lepiej
nie próbuj żadnych sztuczek. Radzę Ci przyjść, bo jak nie to
pewne rzeczy pojawią się w Internecie.’’
Co
on miał na myśli, pisząc "o rzczach w Internecie"?
Wolałem nie wiedzieć, jednak zdaję sobie sprawę, że on jest
zdolny do wszystkiego, więc wolę dmuchać na zimno. Schowałem
telefon z powrotem do tylnej kieszeni rurek i przybrałem twarz
uśmiechniętego dziecka.
-
Wybacz, Tsu... Mógłbyś tu chwilę poczekać? – wskazałem palcem
na ławkę obok nas. – Muszę na chwilę skoczyć do sklepu, to
zajmie mi minutkę.
Posłałem
mu ostatni uśmiech i jak tylko odwróciłem się do niego tyłem,
przybrałem na powrót lekko przerażoną minę i z postawą skazańca
kroczyłem w stronę sklepu.
Tsuzuku
Odetchnąłem
z ulgą, kiedy Kai i Koichi w końcu zniknęli mi z zasięgu wzroku.
Niech sobie romansują, awanturują się i robią na co tylko mają
ochotę, ale z dala ode mnie. Ucieszony, że pozbyłem się dwóch
problemów na raz pokiwałem głową na pytanie Baekhyun'a o powrót
do domu i bez dłuższego zastanowienia ruszyłem za nim. Cóż,
trzeci problem jakoś przeżyję. Może.
W
zasadzie to ciężko mi się do tego jawnie przyznać - i tak zapewne
jest to wynikiem mojej nieszczęsnej gorączki - ale... mam wrażenie,
że trochę polubiłem tego aż nazbyt słodkiego gnojka. Oczywiście
nadal niemiłosiernie mnie irytował i gdybym tylko miał siłę to
wykopałbym go za drzwi (no co? to po prostu mój sposób na okazanie
sympatii) na zbity pysk, jednak musiałem otwarcie powiedzieć, że
czułem się całkiem dobrze w jego towarzystwie, co zdarzało się
rzadko. Zazwyczaj moje relacje międzyludzkie ograniczały się
jedynie do wzajemnego tolerowania swojej obecności. Miałem
wrażenie, że odkąd zacząłem się z nim widywać stałem się
zdecydowanie bardziej towarzyski i jakby... mniej nerwowy? Czułem,
jakby moje mordercze zapędy zostały uśpione.
-
A-ach, jasne - powiedziałem to jakby aż zbyt potulnie jak na mnie
po czym skinąłem na znak zgody. Złapałem się za swoją rozpaloną
głowę i usiadłem na wskazanej przez niego ławce, mocniej
opatulając się kocem. Owinięty nim musiałem wyglądać całkiem
zabawnie, jednak nieszczególnie się tym przejmowałem. Za bardzo
bolał mnie na to łeb. - Tylko proszę... Pospiesz się. -
Zakaszlałem, obserwując jak chłopak się oddala.
Ciekawe
po co polazł do tego sklepu...? Zresztą to nieistotne.
Kiedy
tak na niego patrzyłem, miałem wrażenie, że widzę zbyt mocno
wyrośnięte dziecko. Baekhyun jak najbardziej wyglądał na
dorosłego i dojrzałego - i takie początkowo sprawiał wrażenie.
Gorzej jednak było, kiedy poznało się go bliżej. Bowiem jego
zachowanie niezbyt odbiegało od zachowania mojej... pięcioletniej
córki. No, jedyne co ich różniło to to, że Bae opanował
zdolność składania poprawnych gramatycznie zdań.
Ach...!
No tak, chyba nigdy wcześniej nie wspominałem o tym, że jestem
(nie)szczęśliwym posiadaczem małego, rozwydrzonego stworzonka,
zwanego "dzieckiem", prawda? No, no to właśnie
wspominam.
Moja
córka była zdecydowanie nieplanowaną wpadką i początkowo
ogromnym szokiem. Może w moim przypadku nie tak zaraz wielkim,
jednak jej matka przeżyła skrajne załamanie nerwowe, kiedy
dowiedziała się, że jest w ciąży. Trudno się dziwić, skoro
miała wtedy zaledwie dziewiętnaście lat.
Jednak
mimo tego, że oboje nie byliśmy jakoś entuzjastycznie nastawieni
do wychowywania dziecka w tak młodym wieku (miałem wtedy tylko
dwadzieścia pięć lat - chciałem robić karierę, a nie bawić się
w pieluchy), a tym bardziej nie byliśmy na to gotowi... okazało
się, że nasza córka była dla nas darem z niebios. Wszystkie moje
wątpliwości zostały rozwiane, kiedy po raz pierwszy zobaczyłem
moją małą Hiroko, tuż po jej narodzinach (tak w ramach wyjaśnień
- Tsuzuku RACZEJ nie ma dzieci, tutaj to tylko fikcja autorska,
przyp. momiji). W tamtym momencie pokochałem ją nad życie. Stała
się moim oczkiem w głowie i najważniejszą rzeczą na świecie.
Niestety
mimo tego, że mnie i jej matkę łączyły początkowo bliskie
relacje i ogromna miłość, nasz związek nie przetrwał długo.
Moja praca sprawiła, że byliśmy ze sobą już bardziej na siłę i
tylko ze względu na dziecko. Nawet się zaręczyliśmy, wierząc, że
to jakoś uratuje naszą rodzinę, jednak ona ostatecznie nie
wytrzymała presji związanej z moją karierą. Kilka miesięcy temu
ostatecznie się rozstaliśmy, a moja była narzeczona spakowała
siebie i Hiroko i wróciła do swojego rodzinnego kraju - do Anglii.
Ponoć nie chciała ucinać mi kontaktów z dzieckiem, jednak
wyjeżdżając właśnie to uczyniła.
Gdzieś
w głębi duszy chyba wciąż ją kochałem i w pewien sposób za nią
tęskniłem. W końcu była moją pierwszą, prawdziwą miłością i
kobietą, z którą faktycznie byłem gotów spędzić resztę życia.
Jednak z drugiej strony... To wcale nie tak, że chciałbym ratować
ten związek. To był skończony temat zarówno dla mnie, jak i dla
niej. Obecnie łączyło nas tylko dziecko i przyjacielskie relacje,
które utrzymywaliśmy ze względu na naszą córkę.
Westchnąłem
głośno i zacząłem grzebać w telefonie. Kiedy w galerii mignęło
mi zdjęcie Hiroko od razu w nie kliknąłem, czując jak ściska
mnie w sercu. Naprawdę niemiłosiernie za nią tęskniłem i miałem
wrażenie, że byłbym gotów zrobić wszystko, aby tylko widywać ją
częściej niż raz na kilka miesięcy, kiedy jej matka łaskawie
pofatygowała się, aby przylecieć do Japonii. Albo kiedy mi studio
zezwalało na wyjazd za granicę.
Przeciągnąłem
się na ławce, czekając na powrót Bae, wciąż wpatrując się
smutnym wzrokiem w fotografie mojego dziecka. Zabawne... Wszyscy
zawsze mówili, że jest cholernie podobna do mnie. Jednak czy to
dobrze...?
Baekhyun
Z
powagą wymalowaną na twarzy wkroczyłem do sklepu, a ogłosił to
dzwonek wiszący nad drzwiami. Nie było dużo ludzi. Może to i
dobrze? Ale z drugiej strony... Nie wiadomo, co mu wpadnie do głowy.
Pokręciłem
głową, odganiając od siebie najgorsze myśli i zrobiłem parę
kroków do przodu, szukając wzrokiem znajomej twarzy. Kątem oka
zauważyłem jak kasjerka dziwnie mi się przygląda. Szybko, dla
niepoznaki poszedłem do przodu i niby zainteresowany produktami na
półkach zacząłem je przeglądać. Sklep nie był duży, więc na
pewno musiał gdzieś tutaj być. Przecież wyraźnie przyszły mi
wiadomości od niego, że mam wejść do tego cholernego sklepu sam.
Mruknąłem
pod nosem i nagle dostałem jakiegoś przebłysku.
No
jasne! Stoisko z gazetami.
Skierowałem
kroki do najbliższego i... nie myliłem się. Stał tam i czytał
jedną z gazet. Wydawał się być tym bardzo zainteresowany, bo
nawet nie zauważył jak do niego podszedłem. Nie stresowałem się,
a to dziwne.
-
No, w końcu, Baeś! Już myślałem, że zapuściłeś korzenie na
tym środku sklepu – czyli jednak mnie zauważył. Podskoczyłem
delikatnie na dźwięk jego głosu. Zmienił się przez te wszystkie
lata. Ale ostatnim razem jak go spotkałem pod galerią z Tsuzuku to
był bardziej... chłodny.
Nie
odrywał wzroku od gazety. Nie spojrzał na mnie. Co jakoś z
nieznanych mi powodów niezmiernie mnie wkurzyło.
-
Czego chcesz? – odezwałem się w końcu, próbując przybrać
stanowczy ton.
-
Ciebie? – prychnął krótko, jakby ta informacja była dla niego
tak normalna jak mycie zębów, co rano. Ja już naprawdę nie wiem,
co mam z nim zrobić, aby w końcu się ode mnie odwalił. Był jak
rzep na dupie i nie chciał się odkleić. A widząc, co on robi...
to już podchodzi pod stalking. Naprawdę mógłbym zgłosić to na
policję. W końcu wiem jak się zwie, wiem gdzie naprawdę
mieszka... Wiem o nim wszystko. Ach, no i o gwałt też mógłbym go
oskarżyć! A wtedy poszedłby do więzienia na kilka długich,
dobrych lat. Och, ta wizja jest tak cudowna, że chyba ją
spełnię...!
-
Mam coś ciekawego przy sobie. Może byś chciał rzucić na to
okiem? – znam ten uśmieszek. A on nie zwiastował nic dobrego.
Przez chwilę patrzyłem na niego niezrozumiale, ale po chwili
zorientowałem się, że podaję mi jakąś brązową kopertę. Z
podejrzliwą miną odebrałem mu ją, a on sam wrócił do czytania.
Zajrzałem
do środka koperty i to, co zobaczyłem spowodowało, że moje serce
przyspieszyło swoją pracę, a przed oczami ujrzałem mroczki. Były
to zdjęcia. Ale nie takie normalne zdjęcia...
Właśnie
w tym momencie zachciało mi się płakać i wymiotować w jednym
czasie.
-
Jesteś chorym pojebem, HyeBin – wydyszałem, czując jak brakuje
mi tlenu w płucach. Usłyszałem tylko cichy chichot.
-
Tak, wiem, kochanie. A te zdjęcia... – wyrwał mi kopertę z ręki
i machnął mi tym przed twarzą. – Tak, to prawda. Robiłem Ci je,
jak się kochaliśmy.
-
Kochaliśmy? Ty mnie zgwałciłeś, kurwa – wysyczałem przez zęby.
– I co zamierzasz z tym zrobić, co? Wstawić do Internetu? Pokazać
to komuś?
-
Nic z tym nie zrobię… Chyba, że mi odmówisz.
-
Czego? – czy mam się spodziewać najgorszego?
-
Będziesz tylko mój, a te zdjęcia nie wylądują w necie –
uśmiechnął się i odłożył gazetę na miejsce i zamiast niej, do
ręki wziął inną. Ujął mnie pod ramię, a w drugą, wolną rękę
wsadził puszkę pepsi.
Serce
biło mi jak oszalałe. Byłem w takim kompletnym szoku, że nie
protestowałem na to, co robił. Nawet nie zauważyłem, kiedy
zaprowadził mnie do kasy, zapłacił za gazetę i pepsi. I kiedy
wyszliśmy na zewnątrz.
-
To jak będzie? – w końcu się ocknąłem i zrozumiałem sens tego
pytania. Analizowałem wszystkie za i przeciw, ale więcej było za.
Niestety. Nie chciałem, aby ktokolwiek widział te zdjęcia… On to
sobie wszystko dokładnie przemyślał.
-
Zgoda – chyba pójdę się zabić.
-
No to świetnie! Do następnego razu, kochanie! – a potem nastąpiła
najbardziej obrzydliwa rzecz na świecie... Jego usta spoczęły na
moich. Radośnie pogwizdując odszedł w swoją stronę, a ja miałem
ochotę upaść na kolana, albo biec skoczyć z mostu. Jednak
niestety... Tsuzuku siedział niedaleko na ławce, więc musiałem
przyjąć minę oraz postawę ‘’radosnego dziecka’.
Tak
też uczyniłem i po chwili poklepałem ramię Tsu.
-
To co, wracamy do domu? – spytałem z wymuszonym uśmiechem.
Chociaż nie byłem pewny czy w moich oczach przypadkiem nie można
zauważyć przerażenia, oraz chęci popełnienia samobójstwa.
Potrzebuję
leków.
W
tym momencie.
-
I wiesz, Tsu... Moglibyśmy się pośpieszyć? Bo jakoś nie czuję
się dobrze – zaśmiałem się nerwowo, wiedząc, że serce nie
może przestać mi za szybko bić.
Najgorszy
dzień w moim życiu.
Tsuzuku
Podniosłem
wzrok na Bae, który wrócił w końcu ze sklepu i westchnąłem
cicho. Podniosłem się powoli z ławki i zachwiałem się lekko,
kiedy od zbyt gwałtownego powstania mocno zakręciło mi się w
głowie.
Przyjrzałem
się chłopakowi z uwagą. Jego uśmiech sprawiał wrażenie
wyjątkowo wymuszonego, a on zdawał się być jakiś dziwnie
nerwowy. Uniosłem ze zdziwieniem brew i podrapałem się po głowie.
-
Em... Coś się stało? - Spytałem. Przejechałem dłonią po swoim
gardle, czując w nim cholerny ból. Nie doczekując się jednak
żadnej odpowiedzi od mojego towarzysza, który milczał jak najęty
ostatecznie wzruszyłem tylko ramionami. Nie miałem siły się nad
tym rozwodzić, najwyżej wypytam go kiedy indziej.
Bez
dłuższych, niepotrzebnych dyskusji ruszyliśmy w drogę powrotną,
przez którą oboje milczeliśmy jak najęci. Bae sprawiał wrażenie,
jakby utknął i pogrążył się we własnym świecie, ja zaś
myślałem tylko o tym jak bardzo marzę, aby walnąć się do
swojego ukochanego, ciepłego łóżka. Miałem wrażenie, że wraz z
nadejściem wieczora moja gorączka coraz bardziej się nasilała.
Głowa
bolała mnie coraz mocniej, było mi niesamowicie zimno... a
jednocześnie moje ciało ogarniała fala dreszczy, przez które cały
drżałem. Naprawdę czułem się paskudnie.
Podniosłem
głowę, wbijając wzrok w niebo. Na dworze panowała taka przyjemna
cisza i spokój, że aż przez chwilę pomyślałem, że to
niemożliwe w tym tłocznym mieście. Szybko jednak zorientowałem
się, że podążaliśmy jakimiś bocznymi uliczkami, w których nie
było nawet żywego ducha. Zupełnie jakby wszyscy gdzieś
zniknęli...
Heh,
to całkiem przyjemna wizja.
Tak
jak mówiłem - całą drogę nikt z nas nie odezwał się nawet
słowem, jednak panująca między nami cisza nie była w żaden
sposób nieprzyjemna. Miałem wrażenie, że była potrzebna. Bae
wyglądał jakby musiał się nad czymś zastanowić i nie miałem
zamiaru mu w tym przeszkadzać.
Do
domu dotarliśmy po kilkunastu minutach, w ciągu których zdążyłem
się już skrajnie źle poczuć. Zrzuciłem buty w przedpokoju po
czym powolnym, zmęczonym krokiem zombie udałem się wgłąb domu,
aby jak najszybciej się ogarnąć, wziąć leki i walnąć się
spać. Nieważne, że wciąż było jeszcze stosunkowo wcześnie...
Baekhyun
wciąż się nie odzywał i w pewnym momencie nawet gdzieś mi
zniknął.
Baekhyun
W
momencie, jak tylko drzwi od domu Tsuzuku otworzyły się przemknąłem
obok Tsu i szybko pognałem do gościnnego pokoju, który już dobrze
znałem. Jak wcześniej wspomniałem, bywałem u Tsuzuku dość
często… Ale nigdy nic się nie wydarzyło. No... Chodzi o moje
uczucia do niego. Ale teraz... teraz to już nieważne.
Oparłem
się o ścianę, czując jak robi mi się duszno. W jednym momencie
pozbyłem się swojej czarnej, ulubionej bluzy i wyprostowałem się,
czując na sobie pot. Westchnąłem ciężko i rozbierając się po
drodze wkroczyłem do łazienki goły do rosołu.
Puściłem
wodę od prysznica. Powolnym krokiem wszedłem pod niego i poczułem
ulgę, czując przyjemny, chłodny strumień wody. Jednak to tylko
powróciło moje myśli na drogę HyeBin’a. Tak się zastanawiam,
czemu akurat mnie spotykają takie rzeczy? Nie wiem, co mu zrobiłem
takiego, że chciał mi zniszczyć życie.
A
może to dlatego, że…
Nie
odwzajemniłem jego uczuć? Może dlatego tak się mści? Ale żeby
od razu mnie zgwałcić, a teraz szantażować? Czuję się taki
brudny i nawet ta woda mi nie pomaga. Byłem w totalnej rozsypce, nie
chciałem ponownie przechodzić depresji związanej z tym, co się
wydarzyło. Nie interesowałem się wtedy niczym. Nie sypiałem po
nocach, nie jadłem za dobrze, nie wychodziłem do szkoły i nawet z
domu. Byłem ciągle na lekach antydepresyjnych, uspokajających i
ciągłych wizytach u psychologa. Jednak koniec końców wróciłem
do ‘’życia’’ i postanowiłem coś z nim zrobić.
I
proszę. Udało mi się i od kilku lat jestem już w zespole. Bardzo
się z tego powodu cieszę, bo te osoby dały mi sens życia oraz
pomagają mi na każdym kroku. Na te myśli uśmiechnąłem się
delikatnie, jednak ten uśmiech zszedł tak szybko jak się pojawił.
Ja
nie wiem czy dam radę z nim być. TO SŁOWO NAWET NIE PRZECHODZI MI
PRZEZ GARDŁO. Ja naprawdę nie wiem czy dam radę… Prędzej się
zabiję niż z nim gdziekolwiek umówię.
-
Kurwa mać – przekląłem, uderzając dłonią w kafelki.
Cały
czas stałem z głową spuszczoną w dół, a woda ciągle schładzała
moje ciało. Już nawet straciłem rachubę czasu. ile tak już
stoję.
Jednak
moje przemyślenia przerwało mi otwieranie drzwi… Ale... Nikogo
nie ma w tym mieszkaniu oprócz… Tsuzuku.
Moje
serce w jednym momencie przyspieszyło, kiedy zobaczyłem jak wchodzi
do środka. I chyba spaliłem niezłego buraka.
Tsuzuku
Zachowanie
Bae z lekka mnie zaniepokoiło i nawet - o zgrozo! - zmartwiło,
jednak tak jak wspominałem już wcześniej... Zwyczajnie nie miałem
siły zaprzątać sobie tym głowy.
Nie zmieniało to jednak faktu, że byłem tym cholernie zaintrygowany i kiedy tylko wyzdrowieję na pewno przeprowadzę z nim na ten temat wywiad środowiskowy. Miałem na to sporo czasu, biorąc pod uwagę fakt, że on... postanowił u mnie zamieszkać.
Nie zmieniało to jednak faktu, że byłem tym cholernie zaintrygowany i kiedy tylko wyzdrowieję na pewno przeprowadzę z nim na ten temat wywiad środowiskowy. Miałem na to sporo czasu, biorąc pod uwagę fakt, że on... postanowił u mnie zamieszkać.
Kiedy
tak właściwie przestało mi to przeszkadzać? Tak szybko?
Zwłaszcza, że jeszcze przed chwilą miałem w planach dosłownie
wykopać go za drzwi...
Szybko
moje myśli skierowały się na inny tor, kiedy mój przegrzany od
gorączki mózg dał o sobie znać kolejną falą bólu głowy.
Złapałem się za skroń i bez dłuższego zastanowienia
postanowiłem iść się umyć i walnąć się spać, po wzięciu
całej tej rozpiski lekarstw, którą dostałem od niemiłej,
starszej pani lekarki, do której wybrałem się kilka dni temu. Z
jakichś przyczyn patrzyła na mnie podejrzliwie, a wypisanie mi
zwolnienia lekarskiego do pracy stanowiło dla niej ewidentnie jakiś
problem...
Ściągnąłem
z siebie wierzchnią warstwę ubrań, a następnie nakierowałem
swoje kroki w stronę łazienki. Eh... Gdybym wtedy zauważył, że
jest zajęta.
Od razu po wejściu do środka zacząłem
zrzucać z siebie pozostałe ciuchy, chcąc jak najszybciej dostać
się pod prysznic. Przez chwilę wydawało mi się, że słyszę
dobiegający z kabiny szum wody, jednak moja głowa z jakiegoś
powodu odepchnęła od siebie tą myśl, stwierdzając, że mi się
przesłyszało.
Po pozbyciu się ubrań zamaszystym ruchem
odsłoniłem zasłonkę od kabiny i w dalszym ciągu nie zauważając,
że coś jest nie tak wpakowałem się na chama do środka. Dopiero,
kiedy się odwróciłem orientując, że wcale nie wydawało mi się,
że woda jest odkręcona zobaczyłem co tak właściwie było na
rzeczy.
Przede
mną stał Baekhyun.
Nagi.
I
cały czerwony.
Nie
wiem czy z gorąca, czy zawstydzenia.
Czy
ja właśnie.... Jak ostatni bezczel wpierdoliłem mu się pod
prysznic?
Nie
wiem, czy byłem tym bardziej zażenowany, czy rozbawiony, jednak
postanowiłem udawać, że nic się nie dzieje. Prychnąłem tylko
cicho, starając się nie zerkać na chama w jego kierunku. Jednak
moje oczy nie wiadomo czemu czuły ku temu jakieś magnetyczne
przyciąganie. Chyba ostatnimi czasy trochę się spedaliłem...
-
Co się tak patrzysz? - Spytałem go, niby to zirytowany, starając
się zachować pozory niewzruszonego.
Chciałem
odsunąć się trochę do tyłu, jednak przypadkowo nastąpiłem na
rzucone pod nogi mydło i... O mało nie wyrżnąłem widowiskowego
orła pod prysznicem. Na szczęście Bae mnie przed tym uchronił.
A
może i na nieszczęście, biorąc pod uwagę fakt, że poleciałem
wprost na niego... Przypierając go do ściany kabiny.
A
to nie wiadomo dlaczego cholernie mnie nakręciło...
W końcu, yeeey!
OdpowiedzUsuńCzekałam na to T_T
Tylko... nie rozumiem jednej rzeczy. Z czego wynikło to że Baek się wprowadził? Trochę to tak wyrwane z kontekstu jest bo nie przypominam sobie żeby w poprzednich rozdziałach o tym mówili.
Ale tak ogólnie to bardzo mi się podobało. W końcu akcja z HyeBinem poszła do przodu, tak samo w końcu Baek i Tsu, nareszcie coś się między nimi dzieje xD
No i mam nadzieję, że Koichi zabral Kaia do domu i w końcu przemówił mu do rozsądku xD jak można być takim ślepokiem haha?
HyeBin jak zwykle irytuje, mam nadzieję że zdechnie gnoj jeden xD doprowadza mnie do szału.
Przepraszam że dzisiaj tak krótko ale średnio mam czas na pisanie, a chciałam koniecznie zostawić po sobie jakiś znak. Pozdrawiam
My wiemy ale już jest wytłumaczone jako rozmowa między nimi XDDD
UsuńNasze mózgi zapominają o pewnych ważnych rzeczach haha
I tak wiemy HyeBin to gnój i nas też irytuje XD
Ja naprawdę bardzo mocno kocham wasze opowiadania i w ogóle zawsze czekam na nie z niecierpliwością, ale jest parę rzeczy, które mocno mnie drażnią i po prostu muszę o tym powiedzieć. Tylko proszę, nie złośćcie się czy coś, to po prostu konstruktywna krytyka, którą pisze mi się z trudem bo nie lubię pisać złych rzeczy:(
OdpowiedzUsuńOdniosę się w tym komentarzu zarówno do BaP jak i LH, żeby się już nie cofać pod tamten post i kolejny raz się tam wywodzić.
Ogólnie to tak... Wyjątkowo mocno drażniące w BaP jest to jak szybko i dziwnie rozwija się tutaj relacja głównych bohaterów. No bo, okej... Baekhyun jest zakochany w Tsuzuku i w ogóle. Ale za to Tsuzuku od początku aż do teraz zdaje się nie okazywać wobec niego żadnego "romantycznego" zainteresowania. On tylko się na niego denerwuje i jak sam mówi "najchętniej wykopałby go za drzwi", a na końcu... Idą do łóżka. W cudzysłowie, bo poszli pod prysznic. To trochę dziwne przyznam, zwłaszcza że nie ma to żadnego logicznego uzasadnienia (GD i Ruki się upili, poza tym mieli wcześniej wobec siebie jakieś romantyczne odczucia i była między nimi chemia, które mogła ich do tego popchnąć, a ta dwójka... Nic takiego nie ma.). Nie wiem czy to była po prostu próba utrzymania schematu, że w IV rozdziale bohaterowie muszą się ze sobą przespać, czy przypadek, ale proszę... Nie róbcie tak więcej T-T
Tsuzuku do tego jest sam w sobie bardzo irytujący, ale to chyba celowy zabieg bo taki po prostu jego charakter.
Poza tym tutaj wszystko jest spoko i jest to zdecydowanie moje ulubione opowiadanie tutaj^~^ bardzo lubię Kaia i Koichiego ogólnie.
A jeśli o LH chodzi... Wszyscy się tak zachwycają GD i jego troskliwością, czułością i w ogóle, ale... Ja mam wobec niego całkiem inne odczucia T-T
On sprawia wrażenie bardzo ignorancyjnego wobec Rukiego. Poza tym to takie gloryfikowanie jego postaci... No sorry, ale nie. On jest tam strasznie przedstawiany jako taki chodzący casanova. Dziewczyny, przyjaciółeczki i inne pierdoly, które robią z niego jakiegoś księcia z bajki, ale w takim złym sensie. A Ruki jest przy tym wszystkim taki nijaki... Mógłby być ciekawą postacią, ale to jego bycie zazdrosnym jak nie o CL, to teraz znowu o jakąś laskę robi z niego typową główną bohaterkę jakiegoś kiepskiego romansu. Wydaję mi się, że facet w jego wieku ma inne priorytety w życiu i ciekawsze rzeczy do roboty niż przejmowanie się czymś takim.
Gloryfikowanie GD sprawia też, że Ruki wypada przy nim blado. Zupełnie jakby był jakąś chodzącą paskudą (a z tego co widziałam to jest z niego naprawdę super mega ekstra sztuka), a G-Dragon kolejnym cudem świata. Ruki nie ma koleżanek, adoratorów (a nawet będąc nie wtajemniczoną w jrock wiem, że ma ich wielu szczególnie pewnego, uroczego stylistę xD) i w ogóle przeszkadza GD w byciu światowym alvaro xD domyślam się, że jak pojawi się tu w końcu jakiś rywal czy rywalka to na pewno będzie on od strony GD xD
Najgorsze jest to, że obie mocno go gloryfikujecie i momoji trochę zapomina, że jej postać też jest dosyć wartościowa. Nie wolno tak, trzeba kochać wszystkich po równo! ~
Poza tym wszystkim bardzo lubię LH bo ma ono naprawdę ciekawy zamysł i potencjał. Mimo że BaP to moje ulubione, to i tak na LH czekam z większą niecierpliwością xd
Ale nie zrozumcie mnie źle... Ja naprawdę uwielbiam wasze opowiadania. Są bardzo dobre i ciekawe, jednak są te dwie rzeczy, na które naprawdę powinniście uważać. I zmienić coś w tym temacie :3
Pozdrawiam i czekam na kolejną notkę, kocham was i tak xD
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńMam wrażenie że jest to z twojej strony jakaś dziwna próba ominięcia tematu i przyznania że zjawisko "gloryfikowania" jednej postaci faktycznie tutaj występuje xD no chyba, że w żaden sposób ci to nie przeszkadza, wtedy zrozumiem
Usuńno nieźle z tym Baekiem xD przynajmniej od teraz będzie mógł spędzać każdą wolną chwilę z Tsuzuku, którego tak bardzo kocha. przyznam, że ja także jestem z lekka zdziwiona tą końcówką, no bo Tsu faktycznie wcześniej nie wykazywał jakiegokolwiek zainteresowania wobec Bae - a bynajmniej nie takiego o.o cóż... wytłumaczmy to sobie jego chorobą xD
OdpowiedzUsuńSwoją drogą dopiero po tych zdjęciach zauważyłam, że ten Tsuzuku to taki nawet całkiem hot jest o.o nie znałam go wcześniej i to takie zaskoczenie trochę.
HyeBin zwyczajowo irytuje, ale to dobrze. W końcu po to tutaj jest xD Tylko naprawdę zmuszać biednego Bae do związku? Dżizas krajst, to jakaś masakra. Mam nadzieję, że w końcu coś z nim zrobią. I te zdjęcia... on naprawdę jest porządnie porąbany xD
Ciekawe też czy Koichi w koncu zrobil coś z tym naszym ślepym jak kret Kaiem:3 może faktycznie sposobem na wyrwanie tego ślepoka jest choroba? xD
Czekam na kolejną część!
Megaaa jak zawsze *^*
OdpowiedzUsuńTSUZUKU MA DZIECKO?! ZE COOOOO?????
OdpowiedzUsuńTego się nie spodziewałam. I jestem zdziwiona ze nikt nawet o tym nie wspomniał xDDDD
Ten HyeBin to naprawdę przerąbana sprawa, ale dziwię się że Baek po prostu na policję nie pójdzie O_O
Tsuzuku był jakiś dziwnie milusi w tym rozdziale x3 może to przez tą chorobę czy coś? W każdym bądź razie miło, że przestał w końcu traktować Bae aż tak opryskliwie xD
OdpowiedzUsuńI COOOO? ON MA DZIECKO? CO ZA ZWROT AKCJI XDD
To jest moja najulubieńsze opowiadanie na tym blogu^^ nie mogę się doczekać następnej części
OdpowiedzUsuń