Wstęp, aka wywody autorek:
Sporo osób upominało się już o to nasze nieszczęsne "Last Heaven", dlatego z wieką przyjemnością w końcu prezentujemy wam drugi rozdział c:
Odnoszę wrażenie, że wyszedł on dosyć emocjonalne, dlatego liczymy, że wam się spodoba. No i historia zaczyna się w końcu rozwijać (powoli, bo powoli, ale idzie do przodu c:).
Nie przedłużając już...
Enjoy~
(o komentarze prosimy hihi)
Sporo osób upominało się już o to nasze nieszczęsne "Last Heaven", dlatego z wieką przyjemnością w końcu prezentujemy wam drugi rozdział c:
Odnoszę wrażenie, że wyszedł on dosyć emocjonalne, dlatego liczymy, że wam się spodoba. No i historia zaczyna się w końcu rozwijać (powoli, bo powoli, ale idzie do przodu c:).
Nie przedłużając już...
Enjoy~
(o komentarze prosimy hihi)
Owianek - G-Dragon
Nikita - Ruki
Nikita - Ruki
-
Nie chce mi się już łazić… Czy my możemy w końcu sobie gdzieś
usiąść? – Spojrzałem na ledwo żywego Seungri’ego. No cóż,
w sumie to się nie dziwię. Chodzimy już tak po przeróżnych
sklepach z dobre trzy godziny. No, ale moja garderoba się sama nie
zapełni, prawda? W końcu jestem ikoną mody w Korei, a tytułu
trzeba bronić. Nie oddam nikomu tego miejsca, od zawsze
interesowałem się modą. A że ci idioci tak bardzo chcieli iść
ze mną, to teraz mają za swoje. Doskonale wiedzą ile ja umiem
chodzić po galeriach.
-
No dobra. To może wejdziemy… - Rozejrzałem się dookoła. –
Tam?
Po
co ja zadałem to pytanie, jak i tak nie racząc poczekać na ich
odpowiedź po prostu poszedłem w wybranym przez siebie kierunku.
Oczywiście reszta nie miała wyboru i musiała się zgodzić…
Jestem liderem tak? No właśnie, powinni się mnie słuchać. Matką
Teresą też jestem, więc wystarczy jebnąć jakieś ładne zdjęcie
i już można zrobić ołtarzyk.
Wszedłem
do dość dużego budynku, jednak skierowałem się do oddzielnego
pomieszczenia, nazwanego kawiarenką. Muszę przyznać, że w środku
było bardzo przyjemnie, a widząc ilość klientów na pewno podają
tutaj dobre desery. Panie i Panowie, jestem w niebie.
-
Te, JiYong patrz, kto tam siedzi. – W ramię klepnął mnie
YongBae. Spojrzałem w tamtym kierunku, a przy jednym z wolnych
stolików siedziało całe Gazetto. Cóż za miła niespodzianka.
Całą piątką podeszliśmy do nich z bananami na twarzach.
-
Witam, nie sądziłem, że was tutaj spotkamy. – Odezwałem się
pierwszy.
-
Chyba nie macie nic przeciwko, że się przyłączymy, prawda? – Z
radością w głosie i totalnym brakiem szacunku do mej osoby,
SeungHyun dosłownie położył mi się na plecach. Morderczym
wzrokiem zmierzyłem go, jednak ten idiota nic sobie z tego nie
zrobił… Naprawdę mam ciężkie życie.
Ruki
-
Takanori... Powiedziałem Ci już, żebyś trzymał tego pieprzonego
kundla z dala ode mnie! - Już wyraźnie zirytowany Reita popatrzył
na mnie z morderczymi iskierkami w oczach, kiedy Moje Dziecko kolejny
raz z rzędu wychyliło mi się z ramion i zawarczało na niego z
nienawiścią. Akira przez cały ten czas skutecznie go ignorował,
jednak kiedy tym razem Koron ewidentnie próbował dziabnąć go w
ramię w końcu nie wytrzymał.
-
Jeszcze raz nazwij Koronka kundlem, a na własnej skórze przekonasz
się, jak wygląda piekło. - Mruknąłem i mocniej przytuliłem
swojego pieska do piersi, jakby próbując ochronić go przed
śmiercionośnym wzrokiem Suzukiego.
-
Czy wy się możecie w końcu uspokoić, kretyni? - Zarówno ja, jak
i Koron o mało nie dostaliśmy zawału, kiedy Kai z całej siły
przywalił otwartą dłonią w stół, ściągając tym na nas uwagę
całej kawiarni. - Naprawdę mamy w tym momencie ciekawsze problemy
na gło... - Przerwał momentalnie, kiedy tuż za jego plecami
rozległy się czyjeś głosy. Odwrócił się przez ramię, a mimika
jego twarzy nagle zmieniła się ze skrajnie wściekłej na totalnie
radosną. - Ooo, a co wy tutaj robicie? - Spytał z lekka zdziwiony.
Wychyliłem się odrobinę na krześle, aby dojrzeć z kim rozmawia i
uniosłem brew na widok BigBang, zdezorientowany ich obecnością
równie jak Lider-san.
-
Oczywiście, że nie mamy. Siadajcie. - Uruha odpowiedział na
pytanie SeungHyun'a z uśmiechem i przesunął się odrobinę na
krześle, aby ułatwić im drogę na wolne miejsca przy stoliku. -
Miło, że wpadliście. Może pomożecie jakoś rozluźnić
atmosferę.- Parsknął i podparł dłonią podbródek.
-
Spokojnie, Koronku, nie denerwuj się. Tatuś jest z Tobą. -
Totalnie ignorując to, co dzieje się wokół mnie zwróciłem się
do swojej chihuahua'y, która zaczęła szczekać na przybyszy
wyraźnie zirytowana. Podrapałem Korona za uchem i jeszcze mocniej
go do siebie przytuliłem.
-
Na przedwczoraj mieliśmy oddać gotową piosenkę i jesteśmy teraz
ścigani przez naszego wkurwiającego menedżera, dyrektora studia i
promotora, co doprowadziło do tego, że nasz psychopatyczny lider
znęca się nad nami psychicznie. A nasz wokalista zwariował i
rozmawia z psem. - Aoi wtrącił swoje trzysta jen. - Jak tu pracować
z takimi ludźmi? - Zwrócił się do BigBang i wywrócił oczami.
G-Dragon
-
Cóż. – Zaczął Seungri. – Najlepiej robić wszystko na czas…
chociaż sami z doświadczenia wiemy jakie to trudne, ale jeżeli się
chce to się da.
Pokiwał
sam sobie głową. Usiadłem nic nie mówiąc obok Rukiego. W tych
kwestiach zawsze mam dużo do powiedzenia… Ale jakoś nie mam
ochoty na to w tym momencie. Wolę przyglądać się całej sytuacji.
Chociaż nie wiem, bo ten pies dziwnie się na mnie patrzy.
Odwracałem wzrok zmieszany, bo nie byłem pewny czy aby na pewno
mogę go pogłaskać, nie zostając przy tym pogryziony.
-
JiYong. JiYong. JIYONG! – Z transu wyrwał mnie Taeyang. Spojrzałem
na niego pytająco i widząc, że nie śpieszy z wyjaśnieniem, czemu
tak na mnie krzyczy, wróciłem do patrzenia na psa. – Mogę
wiedzieć, co ty robisz?
-
Mam potyczkę na wzrok. – Mruknąłem tylko w odpowiedzi
niezadowolony, że ktoś przerywa mi tą arcy ważną misję,
wygrania w tą bitwę.
-
Co? A dobra, nie ważne. Tak czy inaczej musicie w końcu oddać tą
piosenkę. – Westchnął opierając się w niedbały sposób na
stoliku.
-
Jezus… mogę więcej tego ciasta? – Zapytał SeungHyun będący
totalnie w swoim świecie. – Ten krem jest zajebisty, chcę więcej.
-
SeungHyun, kuźwa... Jakbyś nie zauważył mamy poważną rozmowę.
-
Fajnie, ale ja chcę ciasto. – Zauważyłem, jak Taeyang chciał
odpowiedzieć, jednak w ostatniej chwili zrezygnował. Zapewne
zorientował się, że to nie ma sensu. Jemu nie przegadasz, jak coś
chce to musi dostać. Koniec kropka, finito nie ma masła na chlebie.
-
Mogę go pogłaskać? – Spytałem w końcu Taki, nie wytrzymując
całego napięcia.
-
Nie wytrzymam zaraz. – Pulsująca żyłka chyba nie wróży niczego
dobrego. Najwidoczniej Taeyang był na skraju wytrzymałości. No
cóż, jak się ma małpy to trzeba wiedzieć na co się pisze.
Ruki
-
Cóż... To zależy właściwie od niego. - Odpowiedziałem i
uniosłem ze zdziwieniem brew, gdyż Koron momentalnie zaczął
wiercić mi się na rękach i merdać ogonem. Rzadko zdarzało mu się
zachowywać w podobny sposób. - Zazwyczaj nie lubi, kiedy ktokolwiek
go dotyka. Ale ty chyba przypadłeś mu do gustu. To jakiś cud. -
Parsknąłem, kiedy mój pies zaczął wydawać z siebie jakiś
bliżej nieokreślony, piskliwy dźwięk (który w jego mniemaniu
zapewne był niczym innym, jak szczekaniem). - Możesz czuć się
zaszczycony, JiYong. Zyskanie sympatii Korona bywa trudniejsze od
zyskania mojej. - Uśmiechnąłem się kpiąco i po prostu wcisnąłem
mu Koronka na ręce. Ten zaś, niesamowicie ucieszony zaczął
dosłownie piszczeć, co było próbą wymuszenia jakichkolwiek
pieszczot. Czyżby mojemu psu odbiło?
-
Podmienili go, czy co? - Reita spojrzał podejrzliwie najpierw na
Korona, a później na mnie. - Ten mały, szatański szczur nigdy się
tak nie zachowywał. - Skrzywił się, jakoś dziwnie niezadowolony z
tego widoku.
Kai
westchnął i złapał się za skronie.
-
Zrobilibyśmy wszystko na czas, gdyby nasz pan wokalista w końcu
skończył pisać tekst. Ale on oczywiście ma tysiąc ciekawszych
rzeczy do roboty. - Posłał mi gniewne spojrzenie, na co tylko
wzruszyłem ramionami i splotłem dłonie pod brodą.
-
Jak wydarzy się coś, co mnie zainspiruje to go napiszę. Wszystko,
co przekazuję naszym fanom jest zbiorem doświadczeń życiowych.
Nie mam zamiaru pisać o kłamstwach i wymyślonych rzeczach. -
Uśmiechnąłem się samymi kącikami ust. - Każda piosenka musi być
o czymś prawdziwym. W innym wypadku jest tylko bezsensownym
bełkotem.
- Widzicie? Właśnie taka jest z nim robota. - Aoi mruknął zirytowany, stukając palcami w blat stołu. - A potem obrywa się nam wszystkim, ot sprawiedliwość... - Wywrócił oczami.
- Widzicie? Właśnie taka jest z nim robota. - Aoi mruknął zirytowany, stukając palcami w blat stołu. - A potem obrywa się nam wszystkim, ot sprawiedliwość... - Wywrócił oczami.
-
Sprawiedliwość nie istnieje, Yuu. - Odparłem mrużąc delikatnie
oczy. - Świat jest niesprawiedliwy, życie jest niesprawiedliwe.
Nawet śmierć nie ma poczucia sprawiedliwości i zabiera tych,
których nie powinna. - Westchnąłem z ponurą nutą rozbawienia w
głosie i posłałem znaczące spojrzenie w stronę miejsca, które
zajmował JiYong. Melancholijność dzisiejszego dnia zdecydowanie
źle na mnie wpływała...
G-Dragon
Kątem
oka zerknąłem na Takanori’ego, w międzyczasie próbując jakoś
uspokoić tego psa. Ja naprawdę nie mam pojęcia, czym on się tak
cieszy, jakoś mój kot ma mnie często w dupie. To jest takie
smutne. Z dziwną delikatnością zacząłem głaskać Koronka,
widząc jak się prosi o pieszczoty. W sumie to nie wiem, co mają do
niego inni… Jest całkiem zabawny.
-
Tak to prawda życie jest niesprawiedliwe… I nikt nie powiedział,
że będzie łatwe. – Zacząłem nawet na nikogo nie patrząc, całą
uwagę poświęcając głaskaniu psa. – Ale nie wolno się
poddawać, w końcu nie po to się urodziliśmy, aby iść na sam dół
i się staczać. Tylko po żeby się piąć cały czas w górę,
nawet, jeżeli życie daje nam po dupie. Tak wiem, że utrata kogoś
bliskiego boli… Nawet przez kilka długich lat. Pojawia się
depresja, nie chce się nic, ma się wtedy myśli samobójcze. Wtedy
ratować taką osobę powinni przyjaciele, oczywiście ci
prawdziwi... Oraz rodzina, która powinna wspierać w tych
najgorszych momentach. Ale to, do czego dążę... Nie poddawajmy się
i pokażmy innym, że umiemy się podnieść i osiągnąć w życiu
wiele.
Przy
naszym stoliku zapadła cisza, przerywana tylko pojedynczymi,
piskliwymi szczeknięciami Koronka, kiedy przestawałem go chociaż
sekundę głaskać. W końcu się ocknąłem i wyszedłem z własnego
świata, orientując się, że właśnie jebnąłem litanie.
-
Wo… JiYong, dawno żeś się tak nie wygadał, jak teraz. –
Podsumował ze zdziwieniem Daesung, który w końcu się odezwał.
Zachowuje się, jak jakaś cnotka czasami.
-
Nie... przestań, proszę. – Jęknął płaczliwym głosem
SungHyun, bijąc czołem o blat stolika. Spojrzałem na niego, jak na
idiotę i wzdychnąłem na ich zachowanie. Chociaż raz w życiu nie
można być poważnym, bo od razu ich mózgi nie ogarniają, o co
chodzi.
-
Czasami serio jesteście beznadziejni. – Mruknąłem i zgromiłem
ich groźnym wzrokiem.
Ruki
-
Nie wiem, czy na tym etapie beznadziejności, na którym osobiście
znajduje się mój nędzny żywot można jeszcze się podnieść.
Czasami mam wrażenie, że już od dawna jestem na dnie, z którego
nigdy się nie wygrzebię. - Uśmiechnąłem się ponuro. - Chociaż,
kto wie...? Może jeszcze jest na to jakaś nikła szansa. -
Westchnąłem, mrużąc powieki.
-
Och tak, rodzina zdecydowanie powinna wspierać. - Reita przytaknął,
momentalnie stając się jakiś dziwnie przygnębiony. - Niektórzy
jednak mieli okazję przekonać się, co oznacza totalny BRAK
wsparcia rodziny i wieczne gnębienie przez jej członków. - Mruknął
i rzucił mi znaczące spojrzenie, na co z niewiadomych przyczyn
parsknąłem śmiechem. Sam nie wiedziałem, czy moje relacje
rodzinne bardziej mnie bolały, czy śmieszyły. - Ale zmieniając
temat... Czy my przypadkiem nie mieliśmy rozkładać sprzętu do
próby, Kai? - Zwrócił się do lidera, ewidentnie dając mu znak,
że pora się zmyć, gdyż rozmowa schodzi na złe tory.
-
A... Ach tak... Faktycznie. - Tanabe kiwnął głową i wstał od
stołu. - Może nam pomożecie? Będzie szybciej. - Zwrócił się do
BigBang, jednak jego wypowiedź zabrzmiała bardziej, jak nakaz, niż
zapytanie.
-
Przynieście mi torbę dla Koronka, jak będziecie wracać. -
Parsknąłem, widząc jak Uruha popędza wszystkich w stronę
wyjścia, a następnie wywraca oczami, słysząc o czystej esencji
pedalstwa, jaką była moja różowa torba od Gucciego.
Pokręciłem
rozbawiony głową, kiedy wszyscy nasi przyjaciele zniknęli mi z
pola widzenia, przez co ja i JiYong zostaliśmy przy stole kompletnie
sami.
-
Jestem zadziwiony, że mój synek nie próbuje odgryźć Ci ręki.
Może jednak nie jest taką porażką dydaktyczną, jak ja dla swoich
rodziców. - Uśmiechnąłem się, wciąż zdumiony faktem, że Koron
zareagował na niego w tak pozytywny sposób. Zarzuciłem nogę nogę,
odruchowo zaczynając okręcać pasma swoich włosów wokół palca,
w wyjątkowo kobiecy sposób. Może to jednak nie moja różowa torba
była esencją pedalstwa, a ja cały nią byłem? Chyba za dużo
czasu spędzam w towarzystwie Kaolu...
G-Dragon
Przez dłuższą chwilę skupiłem wzrok i myśli na miejscu, gdzie zniknęła cała reszta towarzyszy. Nawet nie usłyszałem, jak Koronek zaczął na mnie szczekać i wiercić się na kolanach, całkowicie skupiony na pustej przestrzeni przede mną. Jednak z zamyślenia wyrwał mnie Takanori. Mozolnie zerknąłem na niego z dość poważną miną.
- Możliwe, że czuje inne zwierzę i wie, że może mi zaufać… Chociaż nie wiem czemu, bo mam kota. – Zastanowiłem się chwilę. – Chociaż. Tak, może czuć ode mnie taką troskę do zwierząt i to, że jak się do niego zbliżę to nie zrobię mu żadnej krzywdy.
Wzruszyłem
ramionami tym razem skupiając się na psie. Głaskałem go za uszami
i pieściłem po brzuchu. Czasem to ja naprawdę mam zbyt miękkie
serce.
-
Ach właśnie! Przypomniało mi się. – Koronek aż podskoczył w
miejscu, kiedy nagle krzyknąłem. Wziąłem go na ręce i
przybliżyłem się do Rukiego, patrząc mu prosto w oczy, jakby
badając najdrobniejszy element jego twarzy. Psa dałem na blat
stolika, a sam prawię się na nim położyłem, jeszcze bardziej się
zbliżając do mężczyzny.
-
A teraz powiedz mi... Co tam u ciebie? Pamiętasz naszą rozmowę z
klubu, prawda? Mam nadzieję, że jakąś moją mądrość życiową
przyswoiłeś… Jednak wiem, jakie to może być trudne do
zrealizowania. – Westchnąłem i przymknąłem oczy. – Ale
wziąłeś moje emocje i uczucia w garść i przez ciebie cały czas
o tym myślę. Oraz o tym jakby tutaj ci pomóc.
Położyłem
głowę na blacie patrząc na włosy Rukiego. Teraz naszła mnie
myśl, że ma je w ładnym odcieniu, aż mam ochotę je dotknąć.
No, ale bez przesady nie będę z siebie idioty robić i macać go po
włosach. Nie wiadomo, co by sobie o mnie pomyślał.
-
Tak więc, czekam na twoją opowieść. Czy czujesz się chociaż
odrobinę lepiej? – Posłałem mu delikatny uśmiech na poprawę
humoru. – I nie bierzmy tej rozmowy, aż tak na poważnie. Wiesz,
jeszcze nie chce popadać w depresję. W końcu życie trzeba brać
garściami, mamy je tylko jedno, nieprawdaż?
Ruki
Mimowolnie
uśmiechnąłem się na jego słowa i odrzuciłem z gracją włosy na
plecy. "Życie trzeba brać garściami...". Odnosiłem
wrażenie, że przed laty, na początku swojej kariery mówiłem to
samo. Z taką samą pasją i przekonaniem. Miałem wtedy zaledwie
dwadzieścia lat i szerokie perspektywy i marzenia na życie, więc
patrzyłem na to wszystko z nie lada optymizmem. Z czasem jednak mój
zapał zaczął opadać, a ja w końcu zszedłem na ziemię, zdając
sobie sprawę, że nie wszystko będzie tak piękne i kolorowe, jak
to sobie wymarzyłem. Może była to kwestia lat i większej
dojrzałości, która coraz bardziej, nieubłaganie niszczyła mój
mały, wyidealizowany światek? Lub może trudności, jakie
przysporzyło mi życie odcisnęły na mnie swoje piętno?
Niezależnie od tego, co miało na to wpływ moja egzystencja
kompletnie utraciła wszelkie kolory, które niegdyś posiadała.
Pojawił się alkohol, narkotyki, brak weny, chęci do życia i
pusty, pozbawiony sensu żywot od koncertu do koncertu. Właściwie
od kilku lat całe moje życie polegało na wstaniu z łóżka,
odbębnieniu roboty w studiu i powrotu do owego łóżka, gdyż po
całym dniu pracy nie miałem już siły na nic innego. Śmieszne...
Czyżbym zaczynał tracić pasję?
-
Cóż... Teoretycznie nie miałem ostatnio zbyt wiele czasu, aby nad
tym myśleć. Chociaż nasza ostatnia rozmowa niezaprzeczalnie mi
pomogła. - Uśmiechnąłem się niewyraźnie. - Mimo wszystko jednak
nawał roboty, jakim zostałem ostatnio obdarzony kompletnie odebrał
mi czas na dalsze depresowanie się. Poza tym... Pojawiły się też
inne problemy, takie, jak moi rodzice. - Wywróciłem oczami. -
Wiesz... Przypomnieli sobie po niecałych dwudziestu latach, że mają
syna. Ale gdzieś po drodze zupełnie wypadło im z głowy, że ów
syn może nie chcieć mieć z nimi nic wspólnego, bo zniszczyli mu
całe dzieciństwo gnojąc go i poniżając. I katując, za każde
"nieodpowiednie" ich zdaniem zachowanie. - Westchnąłem. -
Czasami mam wrażenie, że moje życie to jedna wielka beznadzieja.
Tak bardzo stoczyłem się na dno, że nawet nie potrafię skończyć
głupiej piosenki. - Mruknąłem i rzuciłem o stół długopisem,
który trzymałem w dłoni.
Nie
byłem nawet pewien, czy CHCĘ ją kończyć. Coraz częściej
dotykały mnie rozmyślania na temat tego, czy by po prostu nie
rzucić tego w cholerę. Nie miałem już siły udawać, że wszystko
jest w porządku. Nie chciało mi się więcej tłumaczyć przed
pozostałymi członkami swojego zespołu z tych małych, kolorowych
pudełek z tabletkami, które znajdowali w moich kieszeniach podczas
poszukiwania papierosów. Wiedziałem, że i tak nie wierzą, że to
"witaminki", czy "leki przeciwbólowe".
Dostrzegali moje rozdrażnienie, wahania nastrojów, nerwowość, czy
ciągłą apatię. Nie byli głupi i ślepi i wiedzieli, że coś
jest nie tak...
-
Jednak... Masz rację, skończmy te depresyjne tematy. Nie mam
zamiaru zrzucać na Ciebie kolejnej fali swoich problemów. -
Westchnąłem i wygrzebałem z kieszeni wykończoną już w połowie
paczkę Marlboro Menthol Light i odpaliłem jednego z nich,
kompletnie ignorując zakaz palenia, jaki panował w kawiarni. Nie
minęło jeszcze południe, a ja już ze stresu zdążyłem wyjarać
pół paczki papierosów. Jak nic, nabawię się raka płuc.
Pokręciłem głową nad swoją własną głupotą i wbiłem wzrok w
swojego towarzysza. Kiedy był tak blisko miałem okazję do tego,
aby dobrze mu się przyjrzeć. I wtedy naszła mnie taka dziwna myśl.
- Wiesz... Może głupio to zabrzmi, ale... Masz naprawdę piękne
oczy. - Naprawdę, nie wierzę, że to powiedziałem.
G-Dragon
Słuchałem
go z uwagą, robiąc przy tym chyba zbyt poważną minę, bo aż
Koronek schwał mi się za plecami. Ale mniejsza z tym. Teraz
ważniejsze dla mnie było to, co mówił Takanori. Raz po raz
marszczyłem brwi, kiedy powiedział coś, co mi się nie spodobało.
Hmm? Czyli byłem w błędzie myśląc, że nie jest tak źle. Tak
naprawdę jest fatalnie, a ja po raz pierwszy nie wiem, co mam zrobić
w tym momencie z tą całą sytuacją. Jest mówiąc wprost... do
dupy. Jednak nie jestem typem człowieka, który szybko i łatwo się
poddaje i nawet, jeżeli nie miałbym się skupić na niczym innym,
muszę mu pomóc. Nie wiem czemu, ale po prostu nie mogę go tak z
tym wszystkim zostawić. Może i nie widzieliśmy się przez bardzo
długi okres czasu, lecz kiedyś trzymaliśmy się w dobrej
przyjaźni, więc czemu teraz tak by nie mogło być?
Z
rozmyśleń wyrwało mnie ostatnie zdanie Rukiego. Uniosłem głowę
zaskoczony i taką samą miałem minę. Nie na co dzień słyszy się
takie rzeczy. Kurde, ja tutaj chcę być poważny, a ten mi wyskakuje
z takimi tekstami.
-
A-Ach dziękuje. – Jeszcze się zająknąłem. No porażka.
Odchrząknąłem i na powrót zrobiłem poważną minę. –
Rozumiem, że z rodzicami także łatwo nie miałeś… Rozumiem. Od
dziecka miałeś trudności, a teraz jeszcze to, co się stało z
twoją ukochaną pogorszyło tylko sytuacje. Naprawdę się nie
dziwię, że tak się zachowujesz. Ale spokojnie ja na to coś
zaradzę… Jeszcze nie wiem, co ale pomogę ci wyjść z tej
depresji. Obiecuję.
Zmierzyłem
go hardym spojrzeniem.
-
Obiecuję na tego psa. – Wskazałem na Koronka patrzącego w jakiś
dziwny sposób na swojego pana. Zapewne wyczuł zmianę nastroju
Rukiego. No tak, zwierzęta wyczują nawet najmniejsze zachwianie
emocji.
-
Wiesz, jest taka historia o pewnym chłopaku. Nazwijmy go X. A więc
ten chłopak X był jednym z bohaterów ratujących świat przed
złymi demonami. Jego świat był już na skraju wymarcia, ale nie
poddawał się i z dwójką pozostałych bohaterów ratował świat,
jak tylko mógł. Nagle pewnego dnia pojawił się inny chłopak,
który nazywał się Y. Polubili się. Y był naprawdę silny i X go
podziwiał. W końcu po raz pierwszy widział, żeby ktoś był tak
dobry i z taką odwagą oraz pasją ratował świat przed wymarciem.
Z dnia na dzień czuli do siebie coraz większe uczucie i wcale się
z tym nie kryli. Po pewnym czasie X był w tarapatach, ponieważ
jeden z demonów, na którego trafił był o wiele za silny. W
momencie, kiedy myślał, że to już koniec przybył Y i poświęcił
dla niego życie, mówiąc ostatnie „kocham cię”. Lecz X nie
załamał się na długo i obiecał, Y, że dla niego będzie żyć i
dla niego ocali świat. a obok jego grobu posadzi drzewo.
Urwałem
na chwile spuszczając wzrok w dół.
-
Jest to historia smutna, ale opowiada o tym, że nawet w najgorszych
momentach nie można się poddawać, Takanori. – Gwałtownie
podniosłem na niego wzrok.
Ruki
Wsłuchiwałem
się w to, co mówił z jakimś dziwnym uczuciem melancholii,
odczuwalnym gdzieś w głębi mojej pustej, czarnej duszy. Miałem
wrażenie, że to, o czym wspomniał w idealny sposób opisywało
moje pozbawione szczęścia i wyrazu życie. To było zarazem
bolesne, jak i bardzo prawdziwe. Miałem też wrażenie, że gdzieś
już kiedyś usłyszałem zdaniem brzmiące jak "nie możesz się
poddać, Takanori". Niestety, jak na ironię losu osoba, która
je wypowiedziała sama się poddała i odeszła z tego świata na
własne życzenie. Chyba właśnie to sprawiało, że nie potrafiłem
uwierzyć, że wygranie z czymś takim, jak własne dno moralne było
możliwe...
-
Twoje słowa naprawdę bardzo wiele dla mnie znaczą. Doceniam też
Twoją chęć pomocy. - Uśmiechnąłem się i zgasiłem papierosa w
popielniczce, o przyniesienie której chwilę wcześniej poprosiłem
kelnerkę. - To cudowne, że masz w sobie tyle empatii i współczucia
wobec innych. W dzisiejszych czasach rzadko się to zdarza. -
Westchnąłem.
Popatrzyłem
na niego spod lekko przymrużonych powiek i wyciągnąłem rękę,
aby chwycić jego dłoń. Sam nawet nie wiem, dlaczego to zrobiłem.
Może była to wina tego, że ostatnimi czasy nad wyraz potrzebowałem
bliskości drugiej osoby, jednak wstydziłem się powiedzieć o tym
na głos? Wobec niego nie odczuwałem jednak żadnej, nawet
minimalnej krępacji. Czułem się przy nim, jak w towarzystwie
człowieka, któremu mogę powiedzieć o wszystkim. Nie mam pojęcia,
dlaczego tak było.
-
Wiesz... Bardzo mi JĄ przypominasz, pod wieloma względami. -
Powiedziałem, jakimś dziwnie przygnębionym głosem. - Macie w
sobie tą samą pasję, niekończący się optymizm, jasne umysły.
Oprócz piękna zewnętrznego posiadacie także to wewnętrzne, które
roztacza wokół taką piękną, przyciągającą aurę. Jesteś tak
samo dobrą, wręcz wspaniałą osobą. - Odwróciłem wzrok w drugą
stronę.
Przeciwieństwem
mojej brudnej, skrzywdzonej duszy, która każdego dnia niemo błagała
o pomoc. Bezskutecznie, bo nikt jej nie słyszał. Nie chciałem, aby
do tego doszło. Nie chciałem się przed nikim otwierać, wolałem
dusić swoje krzywdy i smutki na
dnie swojego serca, każdego dnia coraz mocniej je raniąc. Nic mnie
to nie obchodziło, gdyż i tak było już wystarczające zepsute i
pozbawione szczęścia. Każdy mój uśmiech, czy miłe słowo było
wymuszoną grą pozorów. Maską, ukrywającą moje prawdziwe
uczucia.
-
Czym sobie zasłużyłem na to, żeby Cię spotkać, co? -
Uśmiechnąłem się, po raz pierwszy naprawdę szczerze. - Im dłużej
z Tobą rozmawiam, tym większe mam wrażenie, że to było mi
przeznaczone. - Parsknąłem.
Czyżby
w końcu w moim życiu pojawił się ktoś, kto będzie w stanie
zapełnić mentalną pustkę, która towarzyszyła mi już od dawien
dawna? Nie potrafiłem odpowiedź na to pytanie, gdyż w zasadzie sam
nie wiedziałem, CZEGO tak naprawdę podświadomie mi brakowało.
G-Dragon
Uśmiechnąłem
się pod nosem i wróciłem do normalnej pozycji na krześle.
Zastanowiłem się ponownie nad jego słowami, które dosadnie
dotarły do mnie. Szczerze mówiąc dawno nie przeprowadziłem tak
poważnej i szczerej rozmowy od czasów, kiedy Seungri miał problemy
z dziewczyną. Koniec końców i tak zerwali… Wtedy to
było z nim apogeum. Chyba przez miesiąc nic nie robił. Żarł lody
i oglądał jakieś głupie seriale. Dobrze, że w końcu udało się
mu przemówić do rozumu tak, że zapomniał o niej raz na zawsze. Ja
to zawsze jestem jakimś pocieszycielem. A może po prostu mam taki
charakter, że nie mogę zostawić kogoś, kogo znam, w potrzebie? To
by było w sumie najlepszym wyjaśnieniem.
-
Możliwe. – Wzruszyłem ramionami. – Skąd wiesz, że to nie było
przeznaczone, że akurat teraz się spotykamy? Jestem twym aniołem
stróżem, który pomoże ci w najgorszym momencie.
Parsknąłem
śmiechem ze swej głupoty. No, żem jebnął. Jaki anioł stróż.
Pokręciłem głową, opanowując się i zerknąłem na niego już w
bardziej poważny sposób.
-
Wiesz... Jakbyś nie palił, byłbyś bardziej uroczy. – Mruknąłem
jakby w transie. Oczywiście zorientowałem się, co powiedziałem,
ale nie zamierzałem nic z tym zrobić. Należę do szczerych i
otwartych ludzi, także mówię czasem, co mi ślina na język
przyniesie. Jednak tutaj akurat nie kłamie, naprawdę byłby
bardziej uroczy, jakby nie palił. Chociaż wiem, że palenie jest
ciężko rzucić. Wiem to na swoim przykładzie. Ale jak widać
wyszedłem z tego ogromną siłą ducha i wiarą w siebie, iż mi się
to uda. I udało, tylko trochę więcej wiary.
-
A tak wracając do tematu to... Moje serce jest tobą zaniepokojone,
Takanori. – Uśmiechnąłem się do niego w jakiś dziwny ciepły
sposób. Chyba powinienem przestać… Ale za cholerę nie potrafię.
Ruki
-
Och, czyli mam rozumieć, że jestem uroczy? - Zaśmiałem się, gdyż
zrobiło mi się jakoś miło na sercu słysząc ten komplement.
Pokręciłem z rozbawieniem głową i schowałem trzymaną w dłoni
paczkę papierosów z powrotem do kieszeni. - Wszyscy mi mówią, że
powinienem rzucić palenie. "Stracisz głos, Takka",
"umrzesz na raka płuc", "nie dożyjesz
czterdziestki"... - Zagestykulowałem znacząco, cytując słowa
swoich przyjaciół i wywróciłem oczami. - Palę od czternastego
roku życia i jakoś z moim głosem w dalszym ciągu wszystko w
porządku. Poza tym... Ostatnimi czasy papierosy i alkohol to moja
jedyna rozrywka i przyjemność w życiu. - Westchnąłem i
przyciągnąłem bliżej siebie kartkę, na której od dobrych kilku
tygodni starałem się wymodzić jakikolwiek tekst do naszego nowego,
powstającego właśnie utworu.
Piosenka
wchodziła w skład albumu DOGMA i nosiła nazwę "DERACINE",
co moim zdaniem było dla niej idealnym tytułem. To jedno słowo
bowiem oddawało całe jej przesłanie. Opowiadała o osobie, która
znajdowała się w miejscu, do którego tak naprawdę nie
przynależała. Czasami się zastanawiałem, czy podczas pisania jej,
nie myślałem przypadkiem o samym sobie... Bowiem każdego dnia,
coraz bardziej wydawało mi się, że jestem nie tu, gdzie
powinienem. Czegoś brakowało mi w życiu. Niestety sam nie
wiedziałem czego.
-
Co miało znaczyć "moje serce jest Tobą zaniepokojone"? -
Uśmiechnąłem się i już otworzyłem usta, aby coś jeszcze
powiedzieć, jednak momentalnie zrezygnowałem z tego pomysłu.
Bowiem nagle mnie olśniło.
"Moje
serce jest Tobą zaniepokojone..." odbiło się echem w moich
myślach, a ja sam uśmiechnąłem się tak szeroko, jak nigdy dotąd.
To było...
-
GENIALNE! - Wrzasnąłem momentalnie, uderzając pięścią w stół.
Głuchy huk jaki rozniósł się przez to po sali ściągnął w
naszym kierunku spojrzenia wszystkich obecnych ludzi, jednak
kompletnie mnie to w tym momencie nie obchodziło. Chwyciłem
długopis, którym wcześniej rzuciłem i zacząłem nucić pod
nosem. - In a maze. Raw scar. Can't get back. LIE. COWARD. BULLSHIT.
- Zapisałem wszystkie powstałe w głowie słowa na kartce, po czym
spojrzałem na swojego towarzysza z dosłownym ukontentowaniem w
oczach. - "My heart is disturbed... by you." - Zaśpiewałem
cicho jego cytat, w rytm skomponowanej przez Uruhę muzyki i zacząłem
dopisywać kolejne wersy tekstu, które nagle, jak na zawołanie
zaczęły pojawiać się w moich myślach. Czyżbym odzyskał wenę?
- Chyba właśnie zniszczyłeś moją blokadę artystyczną. Kocham
Cię po prostu. - Parsknąłem, tupiąc nogą do rytmu DERACINE.
G-Dragon
Uniosłem
ręce do góry, jakby w obronnym geście, zaskoczony tą nagłą
reakcją Rukiego. Cóż.... Nie sądziłem, że tymi słowami w jakiś
sposób go zainspiruję. Jednak cieszę się z tego, że w końcu
może skończyć piosenkę. Nie będzie chociaż goniony i popędzany.
-
No, proszę, proszę. – Usłyszałem za plecami głos SeungHyun’a.
Odwróciłem się w jego kierunku i ujrzałem resztę mojego zespołu
i zespołu Rukiego. – My sobie wychodzimy, a wy romansujecie? No
nieładnie.
He?
A temu, o co chodzi? Jakie romansujemy? Przecież normalnie
rozmawiamy. Zmrużyłem oczy i wzdychnąłem.
-
O co ci chodzi? – Mruknąłem.
-
A to „Kocham Cię’’ Takanori’ego? – A, to o to mu chodzi. I
wszystko staje się jasne. Oni zawsze coś odbiorą na opak.
-
Nie o takie „kocham Cię” chodzi, debilu. Takanori krzyknął to,
bo się ucieszył, iż zainspirowałem go do skończenia piosenki.
Nic więcej. – Uśmiechnąłem się delikatnie, próbując zachować
swój jakże stały spokój. Tak sobie myślę, że nadawałbym się
na jakiegoś mnicha, bo ja serio w niektórych ’’gorących’’
sytuacjach potrafię zachować równowagę. Rzadko także się
denerwuję, a jak już coś mnie zirytuje to musi być naprawdę
poważnie.
-
Ta, a ja wróżka chrzestna jestem. – Prychnął SeungHyun.
-
Doskonale widać jak sobie tutaj gruchacie. Uroczo. – Odezwał się
tym razem oczywiście nie kto inny, jak Daesung. Zachowują się jak
dzieci.
-
A może byście się tak zajęli sobą, co? – Mruknąłem
ostrzegawczo w ich kierunku. – Nie zapominajcie, do kogo mówicie.
Może i jesteśmy przyjaciółmi, ale to ja jestem liderem i fajnie
jakbyście okazali mi choć trochę szacunku. Co wy na to?
-
Oi JiYong, weź na luz… Ale tak w sumie patrząc na was... To nawet
do siebie pasujecie. – Taeyang zmierzył mnie i Rukiego swym
bystrym wzrokiem. Jak Boga kocham, komuś zaraz przywalę.
Ruki
Popatrzyłem
na nich wszystkich z kompletnym politowaniem wypisanym na twarzy, po
czym moja brew drgnęła niebezpiecznie z narastającej wewnątrz
złości. Czy moje słowa ZAWSZE musiały być rozumiane na opak?
Wywróciłem oczami i przeniosłem wzrok na Reitę i Kaia, którzy
skryci gdzieś na tyle całej grupy szczerzyli się do siebie, jak
myszy do sera z tylko sobie znanego powodu.
-
Mogę wiedzieć, co was tak bawi... Akira? - Mruknąłem wbijając w
nich spojrzenie. Imię mojego przyjaciela zabrzmiało teraz w moich
ustach, jak groźba zabójstwa, dlatego obydwoje spięli się w sobie
i popatrzyli w moją stronę, wciąż jeszcze z lekka rozbawieni. Jak
Korona kocham, kiedyś naprawdę ich zabiję.
-
Cóż... Jakby to powiedzieć, Ru... Taeyang ma trochę racji. -
Suzuki usiadł obok mnie, powstrzymując uśmiech. Koron zaś, kiedy
tylko go zobaczył momentalnie na powrót stał się dawnym sobą i
zaczął, jak nienormalny warczeć i ujadać. - Naprawdę BARDZO do
siebie pasujecie. Ładnie wyglądacie, kiedy tak tu siedzicie. Sami.
- Parsknął i posłał znaczące spojrzenie w stronę Tanabe. Jak
widać, moje ciche przeczucia, co do tego, że CELOWO wyciągnęli
wszystkich z pomieszczenia, aby zostawić naszą dwójkę samą sobie
się sprawdziły.
-
Mam wrażenie, że żaden z was dawno nie zarobił w ryj. -
Skrzywiłem się, patrząc na nich z nienawiścią w oczach, na co
Uruha zachichotał pod nosem.
Usiadł
naprzeciwko mnie i oparł głowę na dłoni.
-
JiYong, nawet nie wyobrażasz sobie, jak pięknym widokiem jest to,
jak Takanori wpatruje się w Ciebie z takim zachwytem. - Powiedział,
próbując naśladować "moje rozmarzone" spojrzenie. -
Wygląda, jakby właśnie zobaczył kolejny cud świata. - Odwrócił
głowę, starając się nie wybuchnąć śmiechem.
-
Odezwij się jeszcze słowem, Kouyou, a sprawię, że od dzisiaj na
Ciebie ludzie będą patrzeć z obrzydzeniem. - Warknąłem, kolejny
raz uderzając ręką w stół. Tym razem był to jednak gest
irytacji.
-
Nie wiem, czy powinienem Ci dziękować, że dzięki Tobie Takanori
staje się dawnym sobą... - Aoi spojrzał na mojego towarzysza
filozoficznych rozmów. Chciał jeszcze coś dodać, jednak
uniemożliwił mu to mój długopis, który właśnie wylądował na
jego twarzy. - Aaałaaa... - Jęknął i naburmuszył się. - Nie,
jednak nie dziękuję. - Parsknął.
G-Dragon
Zmierzyłem
ich wszystkich wzrokiem błagającym o to, żeby się zamknęli, bo
tylko pogarszają sytuację, w której się znajdują. Ach, jeszcze
pies zaczął szczekać, co raniło uszy. Przyszli i od razu
zamieszanie zrobili. Jak jakieś dzikusy normalnie, nic tylko do zoo
ich dać z małpami. Na pewno czuli by się, jak u siebie. Nie dość,
że zirytowali Rukiego, to jeszcze mnie. Bezczelnie wtrącili się do
naszej rozmowy i jeszcze zarzucają nam jakieś flirty. A co ja,
Piękna i Bestia jestem? Bez jaj, ale takie rzeczy, jak romantyzm
sobie na razie odpuszczam, nie chce mi się włazić w tą całą
miłość. Może kiedyś, oczywiście. Jak ktoś uroczy, kogo mógłbym
trochę pognębić się trafi, to czemu nie?. A po za tym ja nie
flirtuje z nikim od razu po spotkaniu, bez przesady nie jestem taki
hop do przodu. Trzeba mieć pewne granice w niektórych sprawach.
Oraz nie chciałbym zranić Takanori’ego takim zachowaniem. Co, jak
co ale stracił ukochaną i flirtować z nim nie mam zamiaru. A po
drugie to obaj jesteśmy facetami. Doskonale wiem, że istnieje takie
coś jak homoseksualizm. Chociaż może zaliczam się do
biseksualistów? No, tak teraz patrząc to uważam Rukiego za
uroczego… No i nie kłamię. Ach dobra! Nieważne! Nie flirtujemy,
a ja nie jestem w nikim zakochany. Koniec kropka.
-
JiYong powiedz. ~ Podoba Ci się Ruki, prawda? – Taeyang poruszył
śmiesznie brwiami, co mnie dziwnie zirytowało. Jednak nie ukazałem
tego po sobie, mając dalej tą samą poważną mimikę twarzy, co
wcześniej.
-
Zaraz Tobie spodoba się tamta gleba, w tej doniczce. – Wskazałem
palcem dość sporą paprotkę, położoną niedaleko wejścia do
kawiarni.
-
Uuu... Zaczęły się groźby. Dobra, przestańmy. – Westchnął
Seungri. No, chociaż jeden normalny. Dziękuje Ci Boże za niego. –
No, ale przyznać muszę, że do siebie pasujecie.
Nie,
dobra. Cofam te słowa, jednak za niego nie dziękuje. Niech go
piekło pochłonie i resztę tych skretyniałych kretynów też.
Bycie liderem jednak jest naprawę ciężkie. Zero szacunku. Zero.
Ruki
-
Tak sobie myślę, że moglibyście iść na randkę, czy coś. - Aoi
zarzucił nogę, na nogę wpatrując się w nas z rozbawieniem w
oczach. - Ale wiecie... Taką prawdziwą, romantyczną. - Zamilknął
na chwilę, po czym parsknął śmiechem, gdyż prawdopodobnie
wyobraził sobie tą jakże "uroczą" sytuację.
I
niech mi ktoś później powie, że ludzie przed czterdziestką nie
głupieją.
-
To mogłoby się udać. Widać z daleka, jak świetnie się
dogadujecie. - Kouyou uśmiechnął się promieniście, a ja sam nie
wiedziałem, czy oni w dalszym ciągu żartują, czy jednak stali się
teraz całkiem poważni. Ciężko było rozgryźć ich mimikę. -
Idealnie się uzupełniacie. - Parsknął.
Kai
pokiwał entuzjastycznie głową.
-
Pomyślcie o tym. To by było piękne. - Zaśmiał się i złożył
ręce przed sobą. - Bylibyście wręcz idealną parą. A Takka może
w końcu zapomniałby o R... - Urwał nagle, kiedy Reita nagle z
całej siły uderzył go w bok, licząc, że nikt tego nie zauważy.
Doprowadziło
to do tego, że przy całym stoliku momentalnie zapadła głucha
cisza, przerywana tylko pojedynczym powarkiwaniem Korona, a wzrok
wszystkich skupił się na mnie. Spuściłem głowę, tak, że włosy
przesłoniły mi całą twarz, po czym wydałem z siebie przeciągłe
westchnienie. To jedno zdanie sprawiło, że cała niewielka ilość
dobrego humoru, która się we mnie zbierała podczas ich
nieobecności momentalnie wyparowała.
-
A jakże... Może Takka w końcu by zapomniał. - Podniosłem
pozbawiony wyrazu wzrok na lidera, po czym wstałem od stołu, biorąc
Korona na ręce. - Teraz jednak Takka musi iść. - Uśmiechnąłem
się sztucznie, głaskając Koronka za uchem. Mój pies wyczuwając
moje nagłe przygnębienie zamilkł i skulił się lekko, wtulając w
moją pierś. - Trzeba dokończyć piosenkę. Czy coś... - Zabrałem
ze stołu wszystkie swoje rzeczy i bez słowa ruszyłem w stronę
wyjścia z kawiarni.
Chyba
naprawdę byłem słaby psychicznie, skoro nawet najdrobniejsze
wspomnienie o przeszłości potrafiło mnie załamać i dobić.
Czasami żałowałem, że Takanori w rzeczywistości nie był
Rukim... Postać sceniczna, którą wykreowałem była silna i
charyzmatyczna. Stawiała czoła największym wyzwaniom i pokazywała
ludziom, że bez względu na wszystko nie wolno się poddawać.
Niestety... Pod tą grubą warstwą makijażu, lakieru do włosów,
lateksu i - przede wszystkim - przekłamania kryła się osoba
niewyobrażalnie słaba. Alkoholik i depresant, który starał
się udawać, że wszystko jest w porządku, aby nie stracić tego,
na co tak długo pracował. Mimo, że miał dość. Mimo, że obawiał
się, że to wszystko nie ma najmniejszego sensu. Mimo, że
teoretycznie JUŻ stracił wszystko. Był głupi i wierzył, że to
wszystko kiedyś się zmieni. Że w końcu zazna chociaż minimalnego
szczęścia.
Naprawdę...
Chciałbym, żeby Takanori chociaż w niewielkim stopniu był Rukim.
Może jego życie wyglądałoby wtedy zupełnie inaczej?
O jejku, czekałam na to z niecierpliwością odkąd tylko przeczytałam pierwszy rozdział C: Muszę szczerze przyznać, że ubóstwiam to opowiadanie.
OdpowiedzUsuńBardzo podoba mi się przedstawienie głównych bohaterów, a przede wszystkim realizm Rukiego, który jest bardzo widoczny w tym rozdziale. Nadaje mu go ten jego sposób podejścia do swojej kariery C: Podoba mi się bardzo, że nie przesłodziłyście tak tego jego gwiazdorskiego życia. Często w opowiadaniach sławne osoby mają życie, jak z bajki (nie mówię, że to źle), a tutaj jest pokazana ta bardziej 'prawdziwa' strona sławy, która nie jest tak kolorowa. Pasuje to do tego psychologicznego aspektu tego tworu c:
Przeraziła mnie jednak ta depresja Rukiego, głównie ze względu na fakt, że jak ostatnio patrzę na tego prawdziwego Takanoriego to mam wrażenie, że coś naprawdę jest z nim nie tak XD
Jeśli zaś o GD chodzi... On jest po prostu wodospadem cudowności. Sposób w jaki podchodzi do Rukiego i jego problemów, a także ta jego usilna chęć pomocy sprawiają, że nie da się go nie kochać :3
Co do emocjonalności całego rozdziału... Trzeba przyznać, że faktycznie szło się w niego nieźle wczuć. Szczególnie w życiowe rozmyślania Rukiego, które są tak... zwyczajne, że każdy jest w stanie się w nie wpasować.
Podoba mi się też ta widoczna chemia między nim i GD. Nawet czytelnik czuje te iskierki, które między nimi buchają C:
Nie mogę się doczekać kolejnego rodziału, gdyż bardzo interesuje mnie, jak dalej się to wszystko potoczy :3 Zastanawia mnie, w jaki sposób JiYong pomoże Takanoriemu wyjść z tej czarnej rozpaczy ^^ Ich historia jest naprawdę bardzo ciekawa.
Pozdrawiam~
Jesteśmy wniebowzięte, że aż tak historia Rukiego i G-Dragona przypadła do gustu i nie sądziliśmy, że stanie się tak porządna xD
UsuńLubimy wprowadzać taki realizm do tworów, oczywiście jeżeli chodzi o takie bardziej poważne opowiadania. Ale spokojnie na komedie także pomysł mamy ^^
Nie mogę dokadnie określić kiedy będzie następny rozdział gdyż piszemy TsuBae a w końcu jest też niestety szkoła ale damy z siebie wszystko ^^
Także pozdrawiamy ∩˙▿˙∩
Jezu, jakie to było cudowne xd
OdpowiedzUsuńDawno się tak w nic nie zaczytałam i nawet nie zauważyłam, kiedy cały rozdział mi minął T_T
Oni są tak swietni i tak nieludzko wciągają, że nie da się od nich oderwać.
Tak, jak na początku nie byłam zbyt szczególnie przekonana do Rukiego (nie lubię go, wydaje się bardzo niesympatyczną osobą), tak po tym opowiadaniu bardzo zmieniłam o nim zdanie. Jest mi go naprawdę bardzo szkoda, widać, że się chłopak zgubił w swoim życiu.
Liczę jednak, że JiYong sprawi, że jego, jak to nazwał 'marny żywot' stanie się ciut bardziej kolorowy ^~^
Czekam na ciąg dalszy i pozdrawiam<3
Dziękujemy za miłe słowa!~
UsuńCieszymy się bardzo, że rozdział przypadł do gustu.
Nie lubisz Rukiego? :CCCCCCCC
Również pozdrawiamy!
omg, mam tyle do powiedzenia i nie wiem od czego zacząć XDDD
OdpowiedzUsuńPrzede wszystkim cały rozdział bardzo mi się podobał i ku mojemu zadowoleniu był nawet lepszy, niż poprzedni.
Właściwie to dopiero teraz mieliśmy okazję przekonać się, jak naprawdę ciężka jest depresja Rukiego. W poprzednim zachowywał się raczej całkiem normalnie.
Osobiście odnoszę wrażenie, że on bardzo udaje. Udaje na zewnątrz, że wszystko jest w porządku, ale w środku ma jeden wielki, nieokiełznany chaos emocji i problemów. Bardzo podobał mi się fragment, w którym podkreślał, że Takanori i Ruki to zupełnie dwie inne osoby :3
Kai wyskoczył z tym swoim tekstem trochę, jak Filip z konopi i nie dziwię się, że Ruki tak zareagował. Nie powinien mówić takich rzeczy do przyjaciela w depresji, ale rozumiem, że się biedny trochę zapomniał xd
Jeśli zaś o GD chodzi... Uwielbiam tą troskę, którą tak bardzo obdarza Takanoriego. I ta jego upartość w dążeniu do pomocy mu nieźle chwyta za serduszko<3 Kochany z niego chłopak no, po prostu.
Jest dla Rukiego takim niezastąpionym oparciem, które w obecnej chwili na pewno jest mu bardzo potrzebne.
Bardzo polubiłam jego postać ^^
Poza tym czuć między tą dwójką taką wyraźną nić romansu. Czytając to przez cały czas miałam nieodparte wrażenie, że oni nieźle ze sobą flirtują, mimo że nic takiego nie miało miejsca.
Ewidentnie bardzo do siebie pasują pod względem emocjonalnym i bardzo dobrze się uzupełniają. Już nie mogę się doczekać, kiedy ich romans w końcu rozkręci się na dobre.
Czuję, że to będzie ciekawe ^^ Interesuje mnie też sama scena wyznania uczuć (tak, oni jeszcze nawet nic do siebie nie czują, a ja już wyobrażam sobie piękną scenę pocałunkuxD), bo mam wrażenie, że będzie ona bardzo uczuciowa i emocjonalna :3
Chyba po prostu najzwyczajniej w świecie pokochałam tą parę XDD
Zaczynając od tego, że jesteśmy niezmiernie szczęśliwe, że tak blog i rpegi się przyjęły. To w sumie skaczemy ze szczęścia XDD
UsuńNaprawdę dziękujemy za ten komentarz, który powoduje, iż chcemy pisać dalej ∩˙▿˙∩
Jesteśmy też zaskoczone tym, że tak dużo znaków widziecie jak podejście emocjonalne tej kochanej dwójki do siebie. Co oczywiście też nas cieszy. W końcu planowaliśmy tak pisać i jak widać to nam się udało ∩˙▿˙∩
A jak się potoczą ich losy to oczywiście wyjaśni się w następnych rozdziałach ヽ(´▽`)/
Jeszcze raz dziękujemy za komentarz! ∩˙▿˙∩
Ten rozdział niesamowicie mi się podobał, rzeknę na wstępie.
OdpowiedzUsuńBardzo, bardzo, bardzo, ale to bardzo mi się podobał. Jeśli następny będzie jeszcze lepszy to chyba pokocham to opowiadanie całym swoim serduszkiem <3
JiYong i Takanori mają taką fajną relację... Nie wiem, jak to określić, ale bardzo mi się to podoba. Sympatia jaką się nawzajem darzą jest tak urocza i kochana, że aż mam ochotę czytać o nich więcej i więcej. Jestem ciekawa, jak to się dalej rozwinie.
Odnoszę wrażenie, że G-Dragon jest jedyną osobą, dla której Ruki jest w jakikolwiek sposób miły. A nawet cholernie miły xd To takie słodkie.
Sytuacja w jakiej się teraz znajdują nie należy do za ciekawych, ale determinacja GD i chęć wyciągnięcia Rukiego z jego bezgranicznego smutku na pewno wszystko zmieni. Są na dobrej drodze.
Poza tym GD jest tak nieludzko kochany wobec Takanoriego, że nie mogę normalnie. Kocham go cholernie fbbjdjbjvbjsdkebvuiervb XD
Faktycznie czuć chemię, jaka się między nimi wytwarza z każdą sekundą. W ogóle Ruki jakiś taki strasznie flirciarski był w tym rozdziale. Przynajmniej ja odniosłam takie wrażenie.
Czyżby pan JiYong mu się spodobał i uskutecznia tu teraz jakieś podrywy? ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Żartuję oczywiście, na romanse chyba będę musiała sobie jeszcze trochę poczekać :[
Faktycznie było bardzo emocjonalnie, co oczywiście zdobyło moje serce.
Ach no, kocham ich po prostu i tyle. Co zrobić?
Podbiłyście moje serce tą parą T_______T chcę ich więcej.....................................................!!!!
Kai. Ty mała, urocza cholero.
JAK MOŻNA MÓWIĆ TAKIE RZECZY PRZYJACIELOWI W DEPRESJI?!XDD niech ja Cię tylko dopadnę.
I co miało znaczyć zdanie Rukiego brzmiące: "Pojawił się alkohol, NARKOTYKI(!) (...)". Czy ktoś tu chce dostać w łeb? Jakie narkotyki T__T
"Moje serce jest Tobą zaniepokojone, Takanori." pozostanie chyba moim ulubionym tekstem w historii fanfiction<333
Pozdrawiam i dajcie mi więcej T_________________T
omg dzięki, dzięki, dzięki!
UsuńNie odnosisz takiego wrażenia, GD naprawdę jest jedyną osobą, dla której Ruki jest miły.
Ale to tylko na razie. W przyszłości jeszcze pokaże mu swoją PRAWDZIWĄ stronę.
Miło czytać, że udało nam się oddać chemię, jaka między nimi jest <33
Nooo kochany ten nasz G-Dragon jest ;c cudowny z niego chłopak, ja też go uwielbiam tak szczerze mówiąc, bo kiedy tak wczuwam się w Rukiego i jego problemy podczas pisania to aż mi się ciepło na serduszku, kiedy on jest dla niego (dla mnie) taki ciepły i wspierający.
Cóż... Możliwe, że mu się spodobał ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Noo nagrabił sobie ten nasz Kai. Ale spokojnie, w przyszłości zrobię z nim porządek i już będzie uważał na słowa XDD
Narkotyki...? Narkotyki...? Jakie narkotyki? Ja nic nie wiem na ten temat ( ͡° ͜ʖ ͡°)
My heart is disturbed... BY YOUUUUUUUUUUUUUU! GO AWAY!
Też pozdrawiamy i damy więcej! Kiedyś........XD
gupi Kai.
UsuńJa wiem, że ty dużo wiesz na ten temat. NARKOTYKÓW SIĘ ZACHCIAŁO, PFFF... PFFF... PFFFFFFFFFFFF.... JA WAM DAM NARKOTYKI, GÓWNIARZE MAŁE.
GOŁ EŁEEEEEEEEJ. AJ SEJ GUDBAJ TU HAJTFUL JUUUU-U. ŁONS EGEN. GO EŁEEEEEEEJ. AS SEJ GUDBAJ TU HAJTFUL JUUUU-UUU-UUU. FORGET AP IT NAŁ ŁIFF MIIIIIIII-IIIII!
KIEDYŚ?! KIEDYŚ?!
pani Nikito... Czy pani chce mnie doprowadzić do samobójstwa? Jestem zawiedziona pani postępowaniem.
Boże to jest tak genialne że aż nie wiem co napisać >.<
OdpowiedzUsuńKocham was<3
Dziękujemy ::>_<:: my kochamy Ciebie za komentarz! <3
UsuńTyle na to czekałam, a nawet nie zauważyłam, że już jest, omg.
OdpowiedzUsuńTo jest zbyt wciągające i zbyt szybko się kończy. ja chcę więcej *płacze*
Ruki jest w uj uroczy, kiedy się tak smuci i depresuje. mimo to nie mogę się doczekać, kiedy w końcu jego czarna rozpacz przeminie.
GD to chodząca cudowność w tym opowiadaniu, ale to już mówiłam poprzednio.
Kocham ich, kocham to opowiadanie, kocham was.
i chce więcej *znowu placze*
dziękujemy bardzo za komentarz!
Usuńi cieszymy się, że Ci się spodobało ^....^
ooo kochana. my też Cię kochamy<333
niestety, na więcej trzeba będzie trochę poczekać, bo jeszcze nawet nie ruszyłyśmy z tym trzecim rozdziałem. na razie, w najbliższym czasie pojawi się "Beast and Prince".
Ale to chyba nie problem, wręcz przeciwnie ^...^